Tik tak. Było pół roku, były trzy miesiące, jest 38 dni. Tik tak. 38 dni zostało do mojego drugiego maratonu. Dużo i niedużo. Gdzie jestem? Może nie tu, ale szału też raczej nie ma.
Plan jest, ale jakby go nie było
No właśnie, niby postanowiłam się przygotować w oparciu o plan Fundacji MW, ale w moim przypadku ulega on takim modyfikacjom, że trudno to coś nazywać jeszcze profesjonalnym planem treningowym. Urlop skomplikował sprawę, górki oraz inne starty przed którymi i po których cza coś wypocząć, Leń czasem odezwał się za głośno, a i Ambicja nie pozostawała dłużna każąc robić nadprogramowe kilometry. Poza tym dodałam czwartkowe krosy i marzy mi się jeszcze przynajmniej jeden dłuższy biegowy wypad w teren. No ale biegam i jest to bieganie zróżnicowane, więc chyba w sumie dobrze? Bobrze? Średnio tygodniowo nabijam ok. 60 km, choć zdarzyło też 70 km, jak i 50 km. Plus basen oraz standardowo odkurzanie, wywieszanie prania, siaty z zakupami i spacery z boksiem. No i prasowanie.
Nie ogarniam
Kurde, 42 km w średnim tempie 5:20, a nawet 5:15? Tyle muszę cisnąć, aby na metę wpaść z wymarzonym wynikiem 3:45. Obawiam się, czy czasem za ambitnie (a jakże!) nie podchodzę do rzeczy. Wprawdzie jakoś biegam WB2 w okolicach 5:00, ale to jest 10-12 km, a nie cztery razy tyle! No nie wiem, nie wiem. Jeszcze kilka mocnych (i dłuższych) treningów w drugim zakresie przede mną i to będą chwile prawdy...
Nie ogarniam też tętna mojego, albo pulsometru. Albo jednego i drugiego. Nikt inny podczas dość intensywnego biegania nie potrafi chyba mieć średniego tętna 204 uderzeń na minutę (a maksymalnego 241). By na następnym podobnym treningu być już całkiem w normie (180). Takie rzeczy tylko Bo.
Zdrowie
Odpukać, ale na razie jest całkiem spox. Kolana specjalnie nie bolą, a zapalenie kaletki maziowej (tak tak, miałam coś takiego obok lewego achillesa, śmiesznie się nazywa, nie?) prawie że przeszło. Dbam o należytą rozgrzewkę i zawsze, ale to zawsze gruntownie rozciągam się po treningu. Lewe biodro coś mi ostatnio doskwiera jedynie, zwłaszcza na początku szybszego biegania i pod górkę. Mam nadzieję, że minie tak szybko i niespodziewanie jak się pojawiło. Dużo śpię.
Znaki
Też obserwujecie? U mnie niestety w perspektywie wrześniowego maratonu nie przedstawiają się one zbyt ciekawie. 1) Nie było już miejsc w moim szczęśliwym hostelu w Wwie i muszę spać kilkadziesiąt metrów dalej. Jeszcze nie wiem, czy to dobrze czy źle. 2) Po intensywnym tygodniu zastanawiania się, czy faktycznie potrzebna mi pamiątkowa koszulka techniczna z 34. MW, szczypania, że to przecież dodatkowe 100 zeta (aż 100 zł za koszulkę z krótkim rękawkiem?), sprawdzania rozmiarówki (jednak L, nie lubię kusych i obcisłych za bardzo), kiedy stwierdziłam, że ja jednak muszę ją mieć - okazało się, że "pula koszulek się wyczerpała".
Damn it! I to chyba nie jest dobry znak. 3) Ale za to w numerze startowym tak jak na Półmaratonie Warszawskim mam dwie dziewiątki (które, wierzcie lub nie, jak je odwrócić dogórynogami są szóstkami). Nie muszę przypominać, że wtedy, w marcu, biegło mi się diabelsko fajnie.
Sroki
Tak już mam, że lubię je wszystkie za ogon łapać. Niby mimochodem dorzuciłam sobie do treningów basen i tak niby przy okazji katuję tego mojego śmiesznego kraula. Jasne, cel nr 1 to maraton, ale i na rower jakoś tak częściej wsiadam ostatnio. Ot tak, mimochodem. Ale można, nie?
Kolejna sroka to biegi górskie, jakże odmienne od asfaltowego człapania na maratonie. Wiem, że w sumie pewnie nie zaszkodzą one w przygotowaniach (a mogą wręcz i pomóc), ale 33 km w Krynicy na 3 tygodnie przez maratonem, czy to aby dobry pomysł? Wprawdzie - postanowione - biegnę tam na limit, spokojnie i lajtowo jako długie rozbieganie, ale to jednak górki...
I jeszcze jedna sroka. Przymierzałam ostatnio nike free. No i też bym chciała! Tak minimalistycznie i kolorowo... Ale z moją (nie)techniką biegu i - zdarzało się - ostro bolącymi kolanami, średnio to raczej widzę. Ale bym chciała, bardzo.
Bo, proszęcię, tylko nie sprawdzaj teraz, miesiąc przed maratonem, czy ty aby nie urodziłaś się do biegania boso i czy któryś z twoich przodków nie był czasem Hawajczykiem. Generalnie nie kombinuj już za wiele, tylko rób swoje, dobrze?
No dobrze, jakoś się postaram. Bobrze.
Tik, tak. Jutro będzie 37, pojutrze 36 dni. A potem będzie już po wszystkim.
Powiem tak: będzie dobrze, wyjścia nie ma ;)
OdpowiedzUsuńTwoje tętno jest zadziwiające. I nie wyobrażam sobie szczerze mówiąc, żebyś miała HRMax 241.
Jak się czujesz podczas drugich zakresów przy tempie 5:00/km? Czujesz, że masz jeszcze jakiś margines, czy zmiana tempa w górę spowodowałaby, że wkroczyłabyś w trzecią strefę?
Krynica, jako jeden z ostatnich akcentów, nie jest złym pomysłem. Pamiętaj tylko, że to są góry. Faktycznie, potraktuj to jako wycieczkę biegową, jako totalny i zupełny trening. Po tym trochę odpoczniesz, a bliżej maratonu zrobisz ostatni mocny akcent pod superkompensację i będzie git!
Do zobaczenia w Warszawie na starcie! Szukaj zająca na 4:30, to będę ja :)
PS. Pisze się "bobże" :D
Normalnie to ja drugi zakres robię do 180, a staram się, aby nie przekraczało 178 uderzeń na minutę. I zależy od dnia, raz umieram, a raz jest moc. Ale chyba ciut szybciej to mogłoby spowodować agonię, tak sądzę. Bo ja raczej z tych wolniejszych jezdem, niż szybszych. Chyba więc jednak coś nie halo z tym pulsometrem moim. Albo ja może jestem obca? ;)
UsuńJa wiem, wiem, że zajączysz! Pierwszą swą połówkę w Wwie przebiegłam na Twoich radach z forum biegania (jak pić z kubka podczas biegu, i co najpierw, o dokładnym wsznurowaniu czipa i takie tam). Niby proste rzeczy, ale dla pierwszaka odkrywcze i b. cenne. Cóż, szkoda, że nie prowadzisz teraz szybszej grupy... ;) Bo macie tam wesoło. Ale wiem, setka w Krynicy to priorytet!
Bo(b)że! I ja takie ortografy sadzę? Wstyd normalnie, wstyd.
czyli od dziś już tylko 37 dni, kupa czasu, będzie dobrze! Bobże :)
OdpowiedzUsuńCo do biegania w Nike Free i problemów z kolanami - akurat przestawienie się na bieganie z lądowaniem na śródstopiu, z krótszym krokiem biegowym, może raczej pomóc niż zaszkodzić kolanom.
OdpowiedzUsuńO to to to! I dlatego muszę je mieć! Dla zdrowia! :) I choć obawiam się, że operacja "przestawianie się" będzie skomplikowana niczym budowa drugiej nitki polskiego metra, to pewnie podejmę wyzwanie ;) (ale jaki kolor wybrać? jaki?)
UsuńTeż lubię gonić kilka zajączków jednocześnie. Jeszcze nie przebiegłam półmaratonu, ale już widzę się na mecie maratonu, a jak czytam o bieganiu górskim to mam motyle w brzuchu. Ale od czego są marzenia? Zwłaszcza, że w gonieniu tych sportowych tyle zależy od nas samych :)
OdpowiedzUsuń