9.12.2013

Gdy pąpki przestają już wystarczać...

Hmmm... Nie sądziłam, że tak dobrze czuć się będę w roli Ewy Ch. światka biegowo-triathlonowego.
  • Pąpuj! Piękno tkwi w Tobie, uwolnij je!
  • Jutro zacznij już dziś! Pąpuj!
  • Poka nam swoją pąpmetamorfozę!
  • Uwierz w siebie, naprawdę potrafisz zrobić tych 20 pąpek!
  • Razem zdziałamy cuda i wpąpujemy się na ten Everest! No!
A skoro tak mi idzie dobrze. Ba, skoro Wam tak dobrze poszło i wpąpowaliśmy na Everest szybciej niż się spodziewaliśmy oraz wyprzedziliśmy w tej rywalizacji Obozy Pąpkowe (przyznać się, kto wykopał tę szczelinę, w którą wpadli nasi rywale?). A więc, skoro uzbierało się nas prawie czysta sztuk (290 osób!), skoro bawimy się tak wybornie i przy tym dodatkowo szlifujemy swoją formę i wyginamy śmiało ciało, to czemu nie chcieć więcej? I obok pąpęk nie zacząć trzaskać brzuszków? Tfu, brzószków? No kto nam tego zabroni? No kto? :) Jesteśmy przecież tacy piękni! Tacy wspaniali! Najlepsi!

Ale zanim wtajemniczę Was w szczegóły nowej zabawy - rozwiązanie kąkursu "Poka swoją pąpkę"

Kto nie skacze ten pąpuje, pąp, pąp, pąp!
Pierwsze miejsce w naszym kąkursie zajęła Ewa. A dlaczego ona? Zobaczcie sami, Ewa otrzymuje od nas złotą pąpkę oraz koszulkę z limitowanej edycji Smashing Pąpkins.


I drugie pierwsze miejsce zajął Piotrek. I chyba też nie muszę pisać dlaczego. Do Piotrka niczym pocisk armatni wędruje koszulka Smashing Pąpkins. Fiuuu, ziuu!



Skontaktujcie się z nami w celu ustalenia szczegółów. Dodam tylko, iż nagrody zostaną wręczone osobiście :) Gratulacje dla Was, a dla pozostałych ogromne podziękowania za udział w zabawie! Oczywiście, z innych nadesłanym materiałów już niebawem zmontujemy (tj. Wybiegany zmontuje) i przygotujemy specjalny pokaz filmowy.

W 400 tysięcy dookoła świata

A więc, wspólnie z Krasusem, Wybieganym, Błażejem Suchą Szosą oraz Olkiem i Agnieszką - kapitanami drużyny ObozyPompkowe.pl zapraszamy Was w niezwykłą podróż dookoła świata. Razem przemierzać będziemy pustynie lenistwa, walczyć z huraganami niemocy, cieszyć się wspaniałymi wschodami słońca i formy oraz kombinować jak tu wydłużyć dobę przy tylu różnych strefach czasowych... Będzie to podróż niezapomniana i jedyna w swoim rodzaju. Nie tylko dlatego, że odbędziecie ją z nami :) Sounds good? No to zapraszam na pokład!


Zasady i instrukcje czyli wszystko to, czego nikt nie czyta ;)

W zabawie „W 400 tysięcy dookoła świata” trenujemy cztery dni w tygodniu, dwa razy robimy pompki i dwa razy brzuszki. Przy czym ćwiczymy je na zmianę, jednego dnia pompki, a kolejnego brzuszki (to dobre pod kątem treningu i regeneracji mięśni). Tydzień trwa od poniedziałku do niedzieli, a w tygodniu wykonujemy maksymalnie cztery treningi (dwa pompkowe i dwa brzuszkowe). Sugerujemy oczywiście jakieś przerwy pomiędzy dniami treningowymi, ale nie są one obowiązkowe. Znów robimy pięć serii z 90-sekundowymi przerwami. Sześć serii przeznaczone jest dla osób, które za jednym razem, bez przerwy na odpoczynek są w stanie wykonać co najmniej 60 powtórzeń brzuszków lub pompek. Oczywiście każdy oddzielnym torem robi brzuszki i pompki, zależnie od poziomu zaawansowania w danym ćwiczeni.

RegÓlamin
  1. „W 400 tysięcy dookoła świata”, to rozpoczynająca się 10 grudnia 2013 r. zabawa sportowa, w której dwie drużyny: ObozyPompkowe.pl oraz Smashing Pąpkins rywalizują o to, która pierwsza za pomocą brzuszków i pompek okrąży ziemię (40 tys. km). Jedno poprawnie wykonane powtórzenie to 0,1 km, zatem do okrążenia globu trzeba wykonać 400 tys. ćwiczeń. 
  2. T.renujemy cztery dni w tygodniu: dwa razy robimy brzuszki i dwa razy pompki (jak ktoś nie lubi jednego z ćwiczeń, to wykonuje tylko to co lubi, ale maksymalnie dwa razy).
  3. Tydzień zaczyna się w poniedziałek i kończy w niedzielę. 
  4. Każdego dnia treningowego wykonujemy pięć lub sześć serii brzuszków/pompek z 90-sekundowymi przerwami pomiędzy nimi. Można korzystać z przytoczonego poniżej planu treningowego, ale nie jest on obowiązkowy. Sześć serii mogą robić osoby, których rekord liczby wykonanych bez odpoczynku (przerwy) brzuszków/pompek wynosi 60 lub więcej oraz ci, którzy trenują wg przytoczonego planu i plan przewiduje danego dnia sześć serii.
    Kobiety, które nie są w stanie bez odpoczywania zrobić pięciu klasycznych pompek, mogą robić tzw. pompki damskie. Mogą, ale nie muszą. 
  5. Brzuszki wykonujemy w sposób zaprezentowany na filmie:
  6. Proponujemy rozpoczęcie od testu brzuszkowego i pompkowego: po rozgrzewce robimy jak najwięcej brzuszków/pompek i zapamiętujemy liczbę. Na jej podstawie można rozpocząć plan treningowy (poniżej) od danego tygodnia. Test nie jest obowiązkowy, można trenować wg własnej rozpiski, ważne by robić to zgodnie z zasadami opisanymi w pkt 1.
  7. Ćwiczenia wykonujemy płynnie, bez odpoczywania w danej serii, skupiając się na poprawności wykonania. Jeżeli w czasie robienia brzuszków zaczynają boleć Cię plecy, to znaczy, że brzuch już nie trzyma sylwetki – czyli brzuch się zmęczył i przyszła pora na zakończenie serii/treningu.
  8. Każdy uczestnik zabawy dołącza do jednej z dwóch drużyn: ObozyPompkowe.pl lub Smashing Pąpkins.
    UWAGA: Wykluczona jest obecność w obu drużynach. 
  9. Ćwiczenia zliczamy w aplikacji Endomondo jako sport wybierając „inne”. Każde powtórzenie zapisujemy jako 0,1km. Tak samo zapisujemy brzuszki jak i pompki. Jeśli danego dnia zrobisz 45 pompek, zapisujesz to jako 4,5 km, a 88 brzuszków to 8,8 km. 
  10. Zasady w skrócie: dwa razy w tygodniu robimy brzuszki i dwa razy w tygodniu  pompki (nie wykonujemy dwóch treningów tego samego dnia). Zależnie od poziomu zaawansowania robimy pięć lub sześć serii, a pomiędzy seriami musi być 90 sekund przerwy. Ćwiczenia wpisujemy do Endomondo jako “inne”. Jedno powtórzenie to 0,1km. Można oczywiście trenować mniej, ale nie można więcej. 
Plan treningowy czyli jak zostać przynajmniej BrzóchDocętem / PąpDocętem
Oto proponowany przez nas plan treningowy do robienia brzuszków i pompek (oczywiście można być w innym miejscu z brzuszkami, a w innym z pompkami). Na początek warto zrobić test, aby zobaczyć na jakim obecnie znajdujemy się poziomie wtajemniczenia. Czyli - po krótkiej rozgrzewce robimy tyle brzuszków/pompek, ile tylko damy radę. Pamiętamy o poprawności wykonywanego ćwiczenia i o tym, by robić je płynnie, bez przerw. Jak poprawnie robić pompki pisałam tutaj, jeśli zaś chodzi o brzuszki to najważniejsze, by nie wyginać pleców, tylko je odpowiednio zrolować, by nie "upadać" w drodze powrotnej, by odpowiednio ułożyć nogi i głowę - Aga wyśmienicie wszystko tłumaczy na filmie. Obejrzeć, zapamiętać, powtórzyć!

Aha, i jeśli nie uda Wam się zrealizować wszystkich treningów z danego tygodnia lub nie dajemy już rady zrobić wszystkich powtórzeń w serii, zgodnie z planem, trzeba powtórzyć dany tydzień. I nie można się za bardzo przejmować z tego powodu – organizm potrzebuje czasu, aby przyzwyczaić się do takiego wysiłku. Nawet Wasz organizm ;)

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 1-6 powtórzeń:
Tydzień 0, dzień 1: 1, 2, 3, 2, max ale nie mniej niż 1
Tydzień 0, dzień 2: 2, 3, 3, 3, max ale nie mniej niż 2
Dopiero zaczynasz więc jesteś BrzóchStarter / PąpStarter! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 7-10 powtórzeń:
Tydzień 1, dzień 3: 2, 3, 4, 4, max ale nie mniej niż 2
Tydzień 1, dzień 1: 3, 4, 4, 4, max ale nie mniej niż 3
Jesteś już BrzóchBeginner / PąpBeginner! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 11-14 powtórzeń:
Tydzień 2, dzień 2: 4, 4, 5, 4, max ale nie mniej niż 4
Tydzień 2, dzień 3: 5, 5, 6, 5, max ale nie mniej niż 5
Jesteś już BrzóchCadet / PąpCadet! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 15-18 powtórzeń:
Tydzień 3, dzień 1: 6, 6, 7, 6, max ale nie mniej niż 6
Tydzień 3, dzień 2: 7, 7, 8, 7, max ale nie mniej niż 7
Jesteś już BrzóchSkaut / PąpSkaut! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 19-23 powtórzeń:
Tydzień 4, dzień 3: 8, 8, 9, 8, max ale nie mniej niż 8
Tydzień 4, dzień 1: 9, 9, 11, 10, max ale nie mniej niż 9
Jesteś już BrzóchZuch / PąpZuch! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 24-27 powtórzeń:
Tydzień 5, dzień 2: 10, 10, 12, 11, max ale nie mniej niż 10
Tydzień 5, dzień 3: 11, 11, 13, 12, max ale nie mniej niż 11
Jesteś już BrzóchAs / PąpAs! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 28-30 powtórzeń:
Tydzień 6, dzień 1: 12, 12, 14, 13, max ale nie mniej niż 12
Tydzień 6, dzień 2: 13, 13, 14, 15, max ale nie mniej niż 13
Jesteś już BrzóchDżoker / PąpDżoker! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 31-35 powtórzeń:
Tydzień 7, dzień 3: 14, 14, 16, 14, max ale nie mniej niż 15
Tydzień 7, dzień 1: 15, 15, 16, 17, max ale nie mniej niż 15
Jesteś już BrzóchHiroł / PąpHiroł! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 36-40 powtórzeń:
Tydzień 8, dzień 2: 16, 16, 18, 18, max ale nie mniej niż 16
Tydzień 8, dzień 3: 17, 19, 17, 18, max ale nie mniej niż 17
Jesteś już BrzóchGóru / PąpGóru! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 41-49 powtórzeń:
Tydzień 9, dzień 1: 19, 21, 20, 19, max ale nie mniej niż 19
Tydzień 9, dzień 2: 21, 21, 23, 21, max ale nie mniej niż 22
Jesteś już BrzóchCzempion / PąpCzempion! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 50-59 powtórzeń:
Tydzień 10, dzień 3: 23, 25, 23, 24, max ale nie mniej niż 24
Tydzień 10, dzień 1: 20, 20, 30, 20, 20, max ale nie mniej niż 20
Jesteś już BrzóchTrainer / PąpTrainer! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 60-69 powtórzeń:
Tydzień 11, dzień 2: 20, 20, 35, 20, 25, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 11, dzień 3: 20, 20, 40, 25, 25, max ale nie mniej niż 20
Jesteś już BrzóchMiszcz / PąpMiszcz! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 70-79 powtórzeń:
Tydzień 12, dzień 1: 20, 25, 35, 30, 30, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 12, dzień 2: 30, 30, 40, 30, 20, max ale nie mniej niż 20
Jesteś już BrzóchDocęt / PąpDocęt! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 80-89 powtórzeń:
Tydzień 13, dzień 3: 30, 30, 45, 20, 35, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 13, dzień 1: 20, 40, 30, 50, 30, max ale nie mniej niż 30
Jesteś już BrzóchProfesor / PąpProfesor! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 90-99 powtórzeń:
Tydzień 14, dzień 2: 20, 35, 50, 32, 40, max ale nie mniej niż 30
Tydzień 14, dzień 3: 20, 30, 60, 30, 50, max ale nie mniej niż 26
Jesteś już BrzóchWinner / PąpWinner! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 100-109 powtórzeń:
Tydzień 15, dzień 1: 30, 40, 50, 60, 40, max ale nie mniej niż 40
Tydzień 15, dzień 2: 30, 45, 55, 65, 50, max ale nie mniej niż 40
Jesteś już BrzóchChief / PąpChief! 

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 110-119 powtórzeń:
Tydzień 16, dzień 3: 30, 50, 60, 76, 60, max ale nie mniej niż 50
Tydzień 16, dzień 3: 30, 55, 65, 80, 60, max ale nie mniej niż 55
Jesteś już BrzóchMaster / PąpMaster!

 Jeśli robisz więcej niż 120 powtórzeń jednorazowo - spróbuj zostać PąpMasterChief:
Tydzień 17, dzień 3: 30, 50, 60, 76, 60, max ale nie mniej niż 50
Tydzień 17, dzień 3: 30, 50, 60, 76, 60, max ale nie mniej niż 55
Ranyboskie! Naprawdę jesteś już BrzóchMasterChief / PąpMasterChief! 

Zapraszam na stronę wydarzenia "W 400 tysięcy dookoła świata" na Facebooku oraz do śledzenia postępów rywalizacji na Endo. Niniejszym podróż uważam za rozpoczętą, dozoba na pierwszym postoju! 

25.11.2013

Poka swoją pąpkę!

Ponoć internet się popsuł. I Facebook oraz Endomondo. Że niby ludzie nic innego nie robią, tylko pąpują i pompują oraz chwalą się swymi osiągami gdzie tylko się da. Nie do końca w to wierzę, ale ponoć naprawdę tak jest.

A jeśli tak jest, to przecież nie można obok tego przejść obojętnie, nie? I kąkurs musi być. Pąpkowy kąkurs dla setek ludzi (tak, tak! nie do końca w to wierzę, ale są nas setki), którzy razem z nami pąpują na Everest.

A kto jeszcze nie pąpuję, to z pewnością zacznie, bo obejrzeniu tego oto motywatora (by Wybiegany). KURTYNA!

Czad! Nie?

A więc. Poka swoją pąpkę!

W wannie, błocie, na basenie, dachu czy w piwnicy. Głową w dół, albo na pięściach może? Pokaż nam swoją pąpkę tudzież jej graficzną lub filmową inkarnację (nie dłuższą niż 30 s), a my - nieomylne żiri w składzie: Bo, Krasus, Błażej Suchą Szosą oraz Wybiegany - wybierzemy tę najbardziej pojechaną w kosmos, pąpkową pąpkę na świecie oraz nagrodzimy ją równie fajną nagrodą. Nagrodą w postaci ZŁOTEJ PĄPKI! Jak na nasze kąkursy przystało, liczy się pomysł, kreatywność, dowcip. Poza tym, co Wam będę tłumaczyć - musicie nas zachwycić, zafascynować, zaskoczyć! 

Prace konkursowe wrzucajcie proszę na ścianę wydarzenia na Facebooku lub przesyłacie na nasze e-maile (np. run.bo.blog@gmail.com), to my zrobimy to za Was. Konkurs trwa do północy 1 grudnia 2013 r. Autor najfajniejszej pracy otrzyma wspomnianą już złotą nagrodę, a ze wszystkich nadesłanych zdjęć, filmów, grafik zrobimy audiowizualny kolaż (w sumie to my zrobimy "kolarz") dokumentujący całą zabawę. Ponoć będą też nagrody niespodzianki, ale że nie do końca w to wierzę, to na Waszym miejscu również specjalnie nie przykładałabym do tego wagi.

Pąpkins Łerkaut

Hmm... A gdyby tak jeszcze, oprócz tej wirtualnej zabawy i rywalizacji z ObozyPompkowe.pl, popąpować wspólnie razem w realu? Hę? Dotknąć bicepsa Krasusa nie wspominając już o pomizianiu go po łydce oraz o trzaśnięciu wymarzonej słit foci? No i stanąć twarzą w twarz z kapitanem drużyny przeciwnej i odnieść zwycięstwo w tym pojedynku spojrzeń... Sounds good?

A więc, Warszawiacy i nie tylko, już teraz zapraszamy Was na Wielkie Pompowanie! Pola Mokotowskie, sobota 30 listopada, godzina 10.30. Będzie wspólny, integracyjny trening z Obozybiegowe.pl, na którym robienie pompek na milion sposobów będzie zaledwie jedną z wielu atrakcji...

Ale pamiętajcie, przede wszystkim kąkurs. Nie do końca wprawdzie wierzę, że zaskoczycie mnie swoimi pracami (mryg), tym bardziej więc kombinujcie, pstrykajcie się i nagrywajcie. Pokażcie światu swoją pąpkę!

15.11.2013

Trzecia najszybsza we wsi

Zaraz, zaraz. Coś mi tu nie gra. Dlaczego nie mam na sobie pianki? I czepka? I dlaczego wszyscy stoimy na ulicy, a nie jesteśmy w wodzie? Czekając na sygnał startu przed I Rzeszowską Niepodległościową Dychą (9 listopada 2013 r.) uświadomiłam sobie jak ja dawno nie startowałam w żadnym biegu! Takim co ramię w ramię stoimy z innymi, gadamy, podskakujemy dla rozgrzewki, klepiemy się po udach (swoich) oraz nerwowo zerkamy na garmina i trzymamy się za lewy nadgarstek (również swój). A nie, że samotnie wybiegam z T2 przekręcając na brzuch numerek, poprawiając czapkę i tłumacząc nogom, że teraz mają biec nie kręcić. Jak dawno... W czerwcu chyba ostatnio? A może w marcu? Tak, taki duży, prawdziwy, uliczny mój start to pamiętny marzec i mroźny Półmaraton Warszawski. Ale zleciało...  

Tego biegu na dychę tak naprawdę miało nie być. Bo kontuzja, bo Skarżyński i tłuczenie kilometrów, bo totalny brak formy i szybkości. No ale nie pobiec mam, jak ITBS puszcza (choć tak naprawdę to nie)? U siebie? Z hordą znajomych? Towarzysko tak, przetruchtać ? :)

No ale powiedz Bo, biegnij towarzysko to prawie życiówkę machnie, taka sytuacja :) A miała tylko przyzwoicie pobiec, tj poniżej 47 minut. Tak mówił plan minimum. Lekko zarysowany plan optymalny zakładał, aby przede wszystkim zacząć spokojnie i nie spalić się na pierwszych kilometrach, a potem się zobaczy. Plan maksimum nie istniał, gdyż po prostu nie było żadnych podstaw i danych, aby takowy przygotować. Oczywiście chciałam pobiec "najlepiej jak tylko potrafię", ale wiadomo, że czasem same chęci nie wystarczą... 

A wracając do tej atmosfery przed 3-2-1 bum, to jednak uwielbiam. Jest coś w tym takiego, żeby nie zabrzmiało zbyt górnolotnie - takiego... czarodziejskiego? Stoimy razem, łączy nas wspólna pasja, podobne doświadczenia treningowe, buty miewamy takie same czy bluzy. Ale potem każdy jest sam. Sam ze swym oddechem, bólem, założeniami startowymi i myślami. Sam walczy. I sam wygrywa.

I poszli!
Fot. Podkarpacki OZLA
Tak więc, bez żadnych specjalnych założeń i napinki udałam się na linię startu chłonąc atmosferę biegowego święta i dziwiąc się ilu to już biegaczy mamy w naszej metropolii. Blisko 700 osób! Noo, to już jest coś, fajnie. Wcześniej jeszcze banan, kilka rodzynek, podwójne sznurowanie butków, delikatna rozgrzewka, jestem gotowa, lećmy. Upewniłam się jeszcze jakie tempo zagwarantuje mi przyzwoity wynik, aha poniżej 4:40, Bo nie przynieś sobie wstydu.

Zadziwiające ile na pierwszym kilometrze człowiek ma siły i energii. Normalnie frunie ponad chodnikami, jest lekki, radosny, niebywale szybki, niczym z Kenii, chwilo trwaj. Ale mądra Bo, która nie raz doświadczyła już tego startowego haju, a potem ómierała na dalszej trasie, w tym akurat biegu zaciągnęła hamulec i udało się jej nie spalić początku. Pierwsze dwa kilometry po 4:26 całkiem najs, ale w takim tempie to nie pociągniesz Bo za daleko, prrr stój dzika bestio. Posłuchała, zwłaszcza że zaczęło wiać, oczywiście w twarz, więc nie było wyjścia.

A potem przypomniała o sobie rodzynka. Wiecie jak to jest, siedzi takie coś upierdliwe w gardle i nie daje spokoju. Po cholerę jadłam te rodzynki? Wiedziałam, że to moje łakomstwo kiedyś mnie zgubi, tylko czemu akurat teraz?

Następne kilometry bez szczególnej historii, złapałam rytm (tylko nie myśl o rodzynce), podczepiałam się pod jakieś barczyste plecy chroniące mnie od wiatru (że nieładnie tak?) i próbowałam nawiązać kontakt wzrokowy ze stojącymi obok w korku wściekłymi kierowcami, ale oni jakoś nie chcieli... I nastał podbieg. Tempo spadło, zaczęłam się ciut męczyć, rodzynka w gardle urosła do rozmiarów pomarańczy, ale przecież się teraz nie poddam, nie? Zobaczyłam jak znajomy Jacek mocno przyspiesza i wyprzedza innych i zapragnęłam być taka jak on. I udało się! Bo, jesteś szalona.

Myśl, że jest szansa na lepiej niż przyzwoity wynik pojawiła się ok. 7 km. Teraz już Bo nie ma przebacz. Pruj! 4:27, 4:21, 4:20, a w końcówce to nawet 2:37, choć to akurat uznaję to za dobry garminowy żart, hahaha. Oraz tętno maksymalne 200, a byłoby więcej, gdybym kilkaset metrów przed metą nie zsunęła opaski, bo totalnie brakowało tchu. Jak gnać to gnać, nie? Ma się tę pikawę i serce do biegania.

O, tutaj się pojawiła myśl "Gnaj"
Fot. Wojtek Maryjka
I tylko szkoda, że nie było pełnej dychy, bo byłaby oficjalna życiówka na 10 km w okolicach 44 i pół. Ale i tak jestem mega zadowolona, że tak to się ładnie poukładało i 9,7 km pokonałam w czasie 42:52. Aż strach pomyśleć, co by było gdybym się do tego biegu przygotowała oraz była w pełni sił i zdrowia. I gdyby nie ta rodzynka. Normalnie strach myśleć...

I jeszcze aby pudłowej tradycji stało się zadość: 3 miejsce w kategorii wiekowej oraz chlubne miano 3 najszybszej Rzeszowianki. I chodzę teraz po ulicach dumna jak paw chełpiąc się swoim osiągiem. Trzecia najszybsza we wsi! A oprócz fajnego, ciężkiego medalu i pucharka, voucher na 100 zł do sklepu Sony, bezpłatne badanie kropli żywej krwi (cokolwiek to jest i znaczy) oraz wizyta w Centrum Terapii Funkcjonalnej (grunt to dobrze życzyć biegaczowi).

I chyba sezon 2013 oficjalnie mogę już uznać za zakończony. Sezon nauki, postępów oraz radości z każdego kroku naprzód. Sezon spełnionych marzeń i zrealizowanych celów. Sezon życiówek. Sezon sprowadzających na ziemię kontuzji, które jednak na nowo pozwalają cieszyć się biegową codziennością. Sezon zmian i niespodzianek. Sezon ambitnych planów na przyszłość.

Ale o tym wszystkim w następnym odcinku...

12.11.2013

Smashing Pąpkins. Czyli Pąpujemy na Everest. YEAAH!

Ciemna cela. Smuga światła wpadająca przez zakratowane okno. Odpadający z sufitu tynk, szary koc na leżance oraz nieogolony, spocony facet w granatowym, dość spranym T-shircie podnoszący się na drążku, a następnie trzaskający pompki. Uwielbiam takie kadry z filmu. Zazwyczaj on potem jeszcze biega w kółko po spacerniaku (w szarej bluzie z kapturem i logo jakiegoś amerykańskiego uniwersytetu) i wyobraża sobie zemstę. Zbliżenie na twarz (oczywiście jest mega przystojny), na pełne skupienia ale i szaleństwa oczy, a potem zoomem na całą, wysportowaną sylwetkę. I on znowu te pompki. Dziesięć, dwadzieścia, sto. Jak maszyna. Uwielbiam patrzeć. 

Z tymi pompkami to jest u mnie tak, że zawsze chciałam je umieć i robić. Takie prawdziwe, męskie, nie jakieś tam na kolanach czy przy ścianie. I zawsze coś przeszkadzało. Oprócz tego, że rąsie za słabe (bardzo słabe), to albo czasu nie tyle co trzeba, albo motywacji i konsekwencji brakowało. Niewykluczone też, że nieumiejętnie je robiłam lub po prostu nie widziałam konkretnego celu, bo czy jest jakiś maraton pompek, w którym mogłabym wystartować i sprawdzić czy dam radę? (tak, z pewnością jest...). Albo czy od pompek można mieć fajny brzuch? Lub cycki? :) Ostatecznie więc pompek nie lubię, nie umiem, nie zawracajcie mi głowy, to niewyobrażalne, abym za jednym razem uczciwie machnęła ich choćby pięć. 

I dlatego właśnie powiedziałam "tak". TAK DLA PĄPEK! Tak dla kolejnego wyzwania! Tak dla nowej zabawy z Krasusem, Wybieganym oraz Błażejem Suchą Szosą! Po trzykroć TAK, zwłaszcza, że do tego niecnego planu chcemy wkręcić Was. Powiedzcie ludzie, jesteście gotowi? Zimne nerwy a serca jak prodiż? Duże dzieciaki mali chuligani? Tak, tak. Jesteście gotowi? :) 

Noo!




A więc do dzieła! Projekt Pąpujemy na Everest uważam za otwarty i niniejszym również - wspólnie z chłopakami - oficjalnie zapraszam Was do najbardziej pąpkowej i pojechanej w kosmos drużyny sportowej na świecie o nazwie Smashing Pąpkins.

Pąpujemy na Everest - Regulamin (wiadomo po co jest Regulamin, aby go łamać, mryg, mryg)
  1. Robimy pompki. Lub pąpki, ja oczywiście trzaskam te ostatnie i Was również mru namawiam do tego typu aktywności. Trzy razy w tygodniu po pięć lub sześć serii (szczegóły w planie poniżej), coraz więcej i więcej i więcej... Kobiety, które robią maksymalnie 5 pompek zwykłych, mogą robić tzw. pompki damskie. Mogą, ale nie muszą :)
  2. Proponujemy wykonywanie treningu wg poniższego planu, ale nie jest to obowiązkowe, można stosować własny plan. Ważne, by robić pięć-sześć serii (pięć serii dla osób, które jednorazowo robią poniżej 60 pompek, sześć serii dla tych, którzy są w stanie zrobić więcej) z przerwami 1 min.  30 sek. pomiędzy seriami.
  3. Rozpoczynamy od testu pompkowego (po rozgrzewce robimy jak najwięcej pompek i zapamiętujemy liczbę). Na podstawie wyniku testu rozpoczynamy plan treningowy (poniżej) od danego tygodnia.
  4. Chcemy zrobić jak najwięcej pompek, ale nie przekraczamy liczby dni treningowych w tygodniu (trzy) i liczby serii w jednym treningu (pięć lub sześć - szczegóły w pkt 2). 
  5. Pomiędzy seriami robimy 1 min. 30 sek. przerwy, by kolejne serie robić na tzw. niepełnym wypoczynku. Pomiędzy dniami treningowymi powinien wystąpić co najmniej jeden dzień na regenerację.
  6. Pompki robimy płynnie, bez odpoczywania w danej serii. Wykonujemy je poprawnie i uczciwie. Powtarzam, poprawnie i uczciwie. 
  7. Każdy robiący pompki może dołączyć do jednej z dwóch drużyn: klikamy albo ObozyPompkowe.pl albo Smashing Pąpkins (wiadomo, co klikamy, nie?) UWAGA: Wykluczona jest obecność w obu drużynach.
  8. Pompki zliczamy w aplikacji Endomondo jako sport wybierając „inne”. 1 pompkę zapisujemy jako 0,1 km. Jeśli danego dnia zrobisz 45 pompek - zapisujesz to jako 4,5 km.
  9. Gramy fair - robimy pełne poprawne pompki i wpisujemy dokładnie tyle, ile zrobiliśmy. Jeśli nie uda Ci się zrealizować treningów z danego tygodnia, powtórz tydzień od początku.
  10. Drużyny ścigają się w tym, która pierwsza "wpompuje" się na Mount Everest (8848 mnpm). Koniec rywalizacji pomiędzy drużynami określony jest na 8848 km. Każda pompka to 0,1 km, czyli 1pą = 0,1 km. Trzeba więc zrobić 88 480 pompek, by wygrać.
    Tak. Wiemy, że Everest ma 8840 m, a nie km, ale w Endomondo nie ma tak małych liczb, więc robić będziemy kilometry.
  11. Będą nagrody niespodzianki, ale jakie i za co – to na razie tajemnica.
  12. Zawzięci wrogowie Endomondo mogą zgłaszać swoje pompki drogą mailową, ale nie będzie to przychylnie traktowane, maila nawet nie podajemy, to dla utrudnienia;)
  13. Zasady w skrócie: trzy razy w tygodniu robimy pięć-sześć serii pompek z przerwami po 1 min. 30 sek. i wpisujemy je do Endomondo jako “inne”. Jedna pompka to 0,1 km. Pięć serii dla osób, które jednorazowo zrobią poniżej 60 pompek, sześć serii dla tych, którzy są w stanie zrobić więcej.
I nasz Smashingowy Plan Pąpkowy

Zacznij od testu. Po rozgrzewce zrób tyle pompek, ile tylko dasz radę. Pamiętaj o poprawności wykonywanego ćwiczenia i o tym, by pompki robić płynnie bez przerw. Twoja maksymalna liczba pompek pozwoli Ci rozpocząć plan treningowy od odpowiedniego miejsca, a po jego zakończeniu ocenić postępy.
Jak poprawnie robić pompki? 
  • ręce opieramy o podłogę szerzej niż barki, na wysokości klatki piersiowej - tak aby przedramiona były ustawione prostopadle do podłogi (nie pod kątem ani wzdłuż tułowia),
  • nogi opieramy na palcach,
  • całe ciało powinno być w linii prostej, przy opuszczeniu - równoległe do podłoża,
  • opuszczamy ciało na rękach prawie do podłogi, robiąc wdech,
  • nie odpoczywamy w "dole",
  • przy ruchu do góry - robimy wydech,
  • ruch powinien być płynny (w miarę możliwości), tak, ostatnie ruchy mogą sprawiać problemy - róbcie wtedy odpoczynki w górze - ale bez przesady bo to też męczy,
  • nie prostujcie ramion przy wyproście do samego końca - mięśnie będą stale napięte,
  • cały czas podczas ćwiczenia pilnujemy prostej sylwetki: nie wyginamy dupy do góry ani nie robimy "foczki" (ręce wyprostowane a tyłek przy ziemi).
Pomiędzy seriami robimy 1 min. 30 sek. przerwy, a pomiędzy kolejnymi dniami treningowymi powinniśmy zachować co najmniej jeden dzień odpoczynku. Jeśli nie uda Ci się zrealizować wszystkich treningów z danego tygodnia lub nie dasz rady zrobić wszystkich pompek w serii, zgodnie z planem, powtórz dany tydzień. Nie przejmuj się jeśli będziesz powtarzać tygodnie - ten czas jest potrzebny organizmowi, aby przyzwyczaić się do takiego wysiłku.

Test zrobiony? No to do dzieła!

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 1-6 pompek (lub jeśli chcesz być taki jak ja :) bo Bo właśnie rusza z tego miejsca) 
Tydzień 0, dzień 1: 1, 2, 3, 2 oraz w ostatniej serii maksymalnie ile potrafisz, ale nie mniej niż 1 pąpka
Tydzień 0, dzień 2: 2, 3, 3, 3, max ale nie mniej niż 2
Tydzień 0, dzień 3: 2, 3, 4, 4, max ale nie mniej niż 2
Jesteś już PąpBeginner

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 7-14 pompek
Tydzień 1, dzień 1: 3, 4, 4, 4, max ale nie mniej niż 3
Tydzień 1, dzień 2: 4, 4, 5, 4, max ale nie mniej niż 4
Tydzień 1, dzień 3: 5, 5, 6, 5, max ale nie mniej niż 5

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 15-23 pompki
Tydzień 2, dzień 1: 6, 6, 7, 6, max ale nie mniej niż 6
Tydzień 2, dzień 2: 7, 7, 8, 7, max ale nie mniej niż 7
Tydzień 2, dzień 3: 8, 8, 9, 8, max ale nie mniej niż 8
Jesteś już PąpCadet

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 24-29 pompek
Tydzień 3, dzień 1: 9, 9, 11, 10, max ale nie mniej niż 9
Tydzień 3, dzień 2: 10, 10, 12, 11, max ale nie mniej niż 10
Tydzień 3, dzień 3: 11, 11, 13, 12, max ale nie mniej niż 11

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 30-37 pompek
Tydzień 4, dzień 1: 12, 12, 14, 13, max ale nie mniej niż 12
Tydzień 4, dzień 2: 13, 13, 14, 15, max ale nie mniej niż 13
Tydzień 4, dzień 3: 14, 14, 16, 14, max ale nie mniej niż 15

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 38-44 pompki
Tydzień 5, dzień 1: 15, 15, 16, 17, max ale nie mniej niż 15
Tydzień 5, dzień 2: 16, 16, 18, 18, max ale nie mniej niż 16
Tydzień 5, dzień 3: 17, 19, 17, 18, max ale nie mniej niż 17
Jesteś już PąpTrainer

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 45-59 pompek
Tydzień 6, dzień 1: 19, 21, 20, 19, max ale nie mniej niż 19
Tydzień 6, dzień 2: 21, 21, 23, 21, max ale nie mniej niż 22
Tydzień 6, dzień 3: 23, 25, 23, 24, max ale nie mniej niż 24

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 60-75 pompek
Tydzień 7, dzień 1: 20, 20, 30, 20, 20, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 7, dzień 2: 20, 20, 35, 20, 25, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 7, dzień 3: 20, 20, 40, 25, 25, max ale nie mniej niż 20

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 76-90 pompek
Tydzień 8, dzień 1: 20, 25, 35, 30, 30, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 8, dzień 2: 30, 30, 40, 30, 20, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 8, dzień 3: 30, 30, 45, 20, 35, max ale nie mniej niż 20
Jesteś już PąpChief

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 91-110 pompek
Tydzień 9, dzień 1: 20, 40, 30, 50, 30, max ale nie mniej 30
Tydzień 9, dzień 2: 20, 35, 50, 32, 40, max ale nie mniej niż  30
Tydzień 9, dzień 3: 20, 30, 60, 30, 50, max ale nie mniej niż 26

Jeśli robisz więcej niż 110 pompek jednorazowo - spróbuj zostać PąpMaster:
Tydzień 10, dzień 1: 30, 40, 50, 60, 40, max ale nie mniej 40
Tydzień 10, dzień 2: 30, 45, 55, 65, 50, max ale nie mniej 40
Tydzień 10, dzień 3: 30, 50, 60, 76, 60, max ale nie mniej niż 50
Jesteś już PąpMaster. Gratulacje!

A jeśli ostatni tydzień jest dla Ciebie zbyt prosty, to być może jesteś już Zohanem, a my tylko zwykłymi biegaczami...

Pytania? Skargi? Zażalenia? Zachwyty, ochy, achy? Śmiało piszcie w komentarzach tu, na Facebooku lub mailem. Możecie też przesyłać fotki i zdjęcia jak robicie te pąpki. Z przyjemnością popatrzę. Zwłaszcza na filmiki, wiecie, w tej więziennej scenerii... :)

8.11.2013

Wielki Wyścig dla Bartka - dziękujemy!

Obojętność. Nie zaangażowanie, nie nienawiść, ale po prostu obojętność. Obojętniejemy w reakcji na coraz liczniejsze i coraz bardziej intensywne oraz nachalne prośby o pomoc. Mimo, iż potrzebnej. Dość mamy zasypywania nas obrazkami cierpienia, bólu i niesprawiedliwości. Znowu ktoś biegnie w jakiejś intencji, znowu ktoś prosi i potrzebuje właśnie mnie i mojego portfela. Wyrzucamy do kosza ulotki promujące 1% i zamykamy strony na których ponownie dorzucić się powinniśmy do jakiejś puszki. Tak jest, choć nie wszyscy się do tego przyznajemy...

Dlatego obawy miałam spore przed rozpoczęciem akcji "Wielki Wyścig dla Bartka". Nie chciałam być tym natrętem, akwizytorem, przed którym zatrzaskuje się drzwi oraz wciska czerwoną słuchawkę. Mimo, iż cel ważny, a wsparcie bardzo potrzebne i dotyczące kogoś nam bliskiego. Do pomagania, jak do miłości, nie da się zmusić, nie będę tak nagabywać myślałam, poza tym - co ja mogę? Chłopaki jednak - Krasus i Wybiegany - skutecznie wybili mi z głowy te dyrdymały. Postanowiliśmy spróbować. I nie żałujemy. Przynajmniej ja nie żałuję, że Wielki Wyścig dla Bartka wystartował, pociągnął za sobą dziesiątki osób, które wcale nie są obojętne, dostarczył nam mnóstwo pozytywnych emocji oraz przyniósł wymierną, finansową pomoc dla chorego Bartka.  

Proszę Państwa. W dogrywce uzbieraliśmy 569,93 zł (pięćset sześćdziesiąt dziewięć złotych i dziewięćdziesiąt trzy grosze), a łącznie w ramach całej akcji (standing ovation!) 2779,63 zł. Dwa tysiące siedemset siedemdziesiąt dziewięć złotych, sześćdziesiąt trzy grosze. Ponad 2,7 tysia! Czujecie? 

Wybiegaliśmy wspólnie setki kilometrów, wielokrotnie pokonywaliśmy lenia, walczyliśmy z niesprzyjającą pogodą i wizją spędzenia wieczoru nie w spoconej bluzie, ale pod kocem z kieliszkiem wina. Jestem w totalnym szoku, że udało nam się przekonać do siebie oraz do szczytnej idei biegania dla Bartka aż tyle osób. To niesamowite, że jesteście taki zajebiści, że obojętność Was nie dotyczy, że pomagacie.

W imieniu Bartka i jego Rodziców bardzo wszystkim dziękujemy! A za Bartka mocno trzymamy kciuki i oczekujemy samych radosnych wieści. Bartuś, wszystko będzie dobrze!

I na koniec jeszcze ogłoszenie wyników oraz gratulacje dla tych szczęśliwców, którzy wylosowali kurtki Newline IMOTION RUFFLE JKT! (skontakujemy się Wami e-mailowo):
  • Rozmiar S - Darek Kociemba,
  • Rozmiar M - Jadzia Grzesik,
  • Rozmiar L - Przemek Walter. 
Panowie, jesień jest Wasza! Będziecie naprawdę wymiatać w tych prześlicznych damskich kurteczkach! 

28.10.2013

Ultramaraton Podkarpacki - tak rodzi się legenda

Jest dookoła mojego miasta taki jeden żółty szlak turystyczny, który ma ok. 120 km. Zapomniany i miejscami pogubiony co nieco, ale wiodący całkiem fajnymi ścieżkami. 
Są na mojej pięknej Ukrainie wsie różne, lasy zielone, pola, pagórki i chaszcze. I bywa tu czasem naprawdę przecudnie.
Są też w moim mieście ludzie, którzy kochają bieganie i którym w pewnym momencie samo startowanie w biegach ultra przestało już wystarczać. Oraz i tacy, którzy chcieliby, ale boją się zostać ultramaratończykami.
Czy już wiadomo jaki będzie ciąg dalszy? Otóż z połączenia tych wszystkich rzeczy powstać może tylko jedno: Ultramaraton Podkarpacki, który w kalendarzu imprez biegowych zadebiutuje - jak wszystko pójdzie ok - w maju 2014 r. 

A wszystko zaczęło się tak

W maju 2013 r. Wojtek S. (w tym roku wygrał m. in. Transjurę, gdzie 190 km przebiegł w niespełna 32 godziny) rzucił propozycję, kto się z nim przebiegnie dookoła Rzeszowa żółtym szlakiem. Taka tam wycieczka biegowa w zróżnicowanym terenie nazwana przez niego TransResovią, ok 120 km, jako trening przed Rzeźnikiem, że ponoć fajnie, a start z Rynku o wschodzie słońca tj. 4:42.

Wesoło było na tym rynku pamiętam, gdy my w rajtuzach, odblaskach i z bidonami, a bawiąca się "nocna" młodzież, nie zawsze już w pionie, za to z oczami jak młyńskie koła na nasz widok, objadająca się kebabem, upaciana sosem łagodno-ostrym i wylatującą z tej bułki kapustą czerwoną lub białą oraz piwem w dłoni, tudzież trzema oraz papierosem. A my w adidasach, w sumie 16 osób, z czego na całą pętelkę, oprócz Wojtka zdecydował się jeszcze tylko jeden śmiałek - Robert (też zalicza pudła w biegach ultra). Reszta planowała przebiec trasę odcinkami od 20 do 60 czy 80 kilometrów, z tego co pamiętam. Ja wówczas wybrałam wariant najkrótszy, ale i tak było fajnie.

I wtedy, podczas naszego wspólnego biegu, po raz pierwszy usłyszałam od Wojtka, że "zrobimy to, będzie prawdziwy bieg ultra na trasie TransResovii, zobaczycie". Aha, i chłopcy wtedy 117 km, w bardzo niekorzystnych warunkach i upalnej temperaturze, przebiegli w 15 godzin i 44 minuty. Taka tam wycieczka biegowa, treningowo przed Rzeźnikiem. Borze, z kim ja się zadaję...

Tak było na TransResovii 2013
I tak
Mówiłam, że zielone lasy?
I nagle teraz czytam, patrzę, słucham, że to nie było wcale żadne czcze gadanie! Że naprawdę będzie prawdziwy bieg ultra w naszym regionie, że chłopcy cały czas obiegiwują trasę, sprawdzają, kombinują i organizują. Chodzą po urzędach, biurach, gminach, słowem - praca wre!

Jak mawia Wojtek - "trasa budowana jest w oparciu o następujące zasady:
  • Bezpieczeństwo - jak najmniej asfaltu, dróg o dużym natężeniu ruchu, skrzyżowań.
  • Nawigacja dla zawodnika - cała trasa będzie wytaśmowana w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości. Ma to być bieg liniowy, nie macie się domyślać, co poeta miał na myśli, tworząc trasę. Wzorem będą dla nas Bieg 7 Dolin i Bieg 7 Szczytów.
  • Krajobrazy - może wydać się to śmieszne, ale staramy się, aby ukryć, że biegniemy wokół dużego, wojewódzkiego miasta, do którego doprowadzają liczne drogi. Szperamy, kombinujemy, abyście widzieli pagórki, lasy, ścieżki, pola i inne ładne widoki. Sami jesteśmy zaskoczeni, że można to tak zrobić, aby do minimum ograniczyć kontakt z cywilizacją. Oczywiście, jest to do końca niemożliwe, bo trzeba przeskoczyć" drogę, a niestety czasami biec kawałek drogą asfaltową. Jeśli tak będzie – wybaczcie, to oznacza, że się nie dało inaczej".
A Maciek (też otrzaskany w ultra) dodaje: "Warianty będą na pewno dwa, na dystansie ok 60-70 km (ok. 1300 m do góry) oraz 110-120 km (ok. 1500 m do góry). Widać więc, że w przypadku dłuższego wariantu druga połowa będzie płaska co może stanowić dodatkowe wyzwanie - jak mając 60 km w nogach przyspieszyć, aby w dobrym czasie dolecieć na metę". 

Czyli podsumowując. Ultramaraton Podkarpacki, trasa: 60 km i 120 km, termin: 31 maja 2014 r. Poszukiwani sponsorzy i cała reszta chętna do pomocy. Oraz oczywiście zawodnicy ;) Zapraszamy.

A wczoraj, również o wschodzie słońca odbył się rekonesans północnego odcinka UP (tego płaskiego) na trasie Dąbrowa - Głogów Młp. - Trzebownisko (ok. 42 km, ale ja krócej - 28 km - bo się obijam). Było nas biegaczy świrów 23 sztuki! A budzik nastawiony przynajmniej na godz. 4 rano... Biegliśmy na początku wsiami, a potem głównie przepięknym złoto-zielonym lasem, łącznie z przemierzeniem mostu dla zwierząt nad budowaną autostradą. Czułam się tam jak lis, a nawet jak sprytny lis :) (mryg mryg). 


Startujemy
Takie widoczki
Że ponoć już mnie prawie nie widać, a przecież widać :)
Biegniemy sobie
I tu też biegniemy 
Dla odmiany tutaj też biegniemy

I przepak przy borsuku :)
 




Aaa. Czy wspominałam już, że zaczęłam tak nieśmiało i po cichutku myśleć o przebiegnięciu tego 60-kilometrowego odcinka Ultramaratonu Podkarpackiego? Hmm. Chyba jeszcze nie wspominałam... Na szczęście tak bardzo szeptem o tym dumam, więc na pewno nikt tego nie słyszy... Sza.

24.10.2013

Panie Jerzy! Sprawdzam

"Biegiem przez życie" otworzyło mi oczy na bieganie. Było objawieniem i odkryciem niczym poznanie smaku czekolady czy zrozumienie zasad spalonego. Dzięki tej książce wkroczyłam w tajemny i nieznany mi dotychczas biegowy świat drugich zakresów, wytrzymałości tempowej, tętna, krosów i całej tej wiadomej lub dla innych niewiadomej reszty. Owube, gimnastyka siłowa, technika biegu, suplementacja. Jakie to wszystko było wtedy nowe! I jakie ciekawe! I poza tym "Biegiem przez życiem" było fajnym motywatorem, czytając do poduszki już się nie mogłam doczekać dnia następnego kiedy to będzie upragniony trening. Noo, i czyta się to świetnie, nie ma raczej przynudzania, za to oprócz ogromu sportowych i biegowych mądrości, wiele różnych ciekawostek, dygresji, żartów oraz historii wielkich ludzi. Kto zna, potwierdzi. Nieprawdaż?

A potem wszyscy zaczęli mówić, że "Skarżyński działa". Że "wystarczy" biegać wg planu, realizować założenia tempowe i kilometrażowe, nie zapominać o dodatkowych ćwiczeniach i rozciąganiu i powinno być zajebiście. Pytam kolegów, którzy przygotowywali się na 3:30. Sławek pobiegł 3:38, ale Andrzej już urwał dobrych kilka minut z zakładanego planu. Marcin machnął 3:23 i teraz myśli o 3:15. A w necie pełno opinii zadowolonych biegaczy, którym również się udało. Oczywiście są też głosy na "nie", co tylko wzmogło moją ciekawość i chęć przetestowania tej magii na sobie. Kto jak kto, ale ja założenia treningowe potrafię realizować, królikiem doświadczalnym jestem więc chyba idealnym. Nic tylko dać marchewkę, zaprogramować, obserwować, zbierać wyniki badań i ogłosić sukces w "Nature".

Aaa. Czy już wszyscy wiedzą, że wiosną (16.03) biegnę maraton w Barcelonie? No to biegnę, taki jest plan. I pod Barcelonę przygotowuję się właśnie wg planu Skarżyńskiego. Na jaki czas spytacie, odpowiem szalona, że na prędkość przelotową 4:59. Trochę na wyrost. Tak, nawet bardzo bardzo trochę i na wyrost, ale w sumie... Why not? Przecież jestem taka boska.

Tak między nami mówiąc i po cichu na dodatek, to trenuję już w zasadzie trzeci tydzień. A tygodni będzie razem 23. Obecnie orzę, a może oram (?) czyli jestem na początku etapu pt. Orka, którego celem jest: poprawa sprawności ogólnej, przyzwyczajenie organizmu do coraz dłuższych, ale łagodnych obciążeń, praca typu przyspieszenie-zwolnienie, podbieg-zbieg oraz (lajk) próby sięgania do granic możliwości fizycznych i psychicznych :) Na razie jest jednak dość spokojnie: wtorki 14 km, w środy dyszka, w czwartek znowu 14 km w pierwszym zakresie, w sobotę kros (na razie pasywny), a w niedzielę dłuższe wybieganie tj 20-25 km. Plus rozciąganie i gimnastyka siłowa, choć tę ostatnią ciut zaniedbuję, acz na siłowni bywam i nawet mi się podoba. O zgrozo. 

A po Orce będzie Siew, następnie BPS i już kochanieńki maraton. 

Tak więc Panie Trenerze! Sprawdzam tę Pana szkołę i myśl skarżyńską. Oczywiście nie obejdzie się bez pewnych modyfikacji oraz naciągania planu do moich triathlonowych zapędów i aktywności. Nie można przecież zapominać o codziennym (tak, to się dzieje, codziennym!) basenie, jak też zaniedbywać chłopaków: Kuby (szosą) i Leona (emtebo). No ale jakoś wszyscy musimy to przecież ogarnąć. Prawda, Panie Jerzy?

Przyznam, iż dziwi mnie co prawda w tym Pana planie brak długich wybiegań (takich powyżej 30 km), co do tej pory było standardem w moich maratońskich przygotowaniach i nie wiem czy dla spokoju ducha nie dokręcę czasem w niedzielę tych kilku kilometrów. Niepokoi także fakt, że WB2 zapierdalać mam w tempie 4:45, a na samą myśl o krosie aktywnym oraz BNP odnawiają mi się wszelkie kontuzje. Boję się też czy sprostam rygorowi gimnastyki siłowej i ćwiczeń oraz czy moje ciałko wytrzyma tygodniowy kilometraż sięgający nawet 80 km. I czy zdrowie dopisze.
Generalnie to jestem pełna obaw, no ale przecież to są nowe marzenia i wyzwania! Wyzwania, które nakręcają i marzenia bez których, jakże mdłe i wyblakłe byłoby to życie...

Poza tym Panie Jerzy. Jak już Pan kiedyś (mój pierwszy poważny start! <wzruszenie>) złożył mi odpowiednie życzenia, to chyba teraz najwyższy czas, by wspólnie zrobić wszystko, aby się spełniły. Nieprawdaż? 

14.10.2013

Choinką w twarz

Oto Leon, mój nowy rouwer. Poznajcie się i przywitajcie. Młodszy brat Kuby, miłośnik gór, zróżnicowanych tras w lesie, kamieni na ścieżkach, zakrętów, zjazdów i błota. Ooo, błoto to on szczególnie lubi, podobnie jak napierdalanie z górki, gdy wystawia na próbę mój tyłek, kask i ochraniacze. I jeszcze to poczucie wolności lubi oraz zmuszanie mnie balansowania pomiędzy mega frajdą i wielkim flow a czyhającym gdzieś tam strachem i pokusą sięgania po hamulce. I jeszcze tak lubi jeździć, abym skupiona na wyborze najfajniejszej (lub bywa, że najprostszej) traski pomiędzy kamieniami, kałużami i dołkami, co rusz dostawała choinką w twarz. A im szybciej jadę tym mocniej dostaję. A masz Bo, a masz! Choinką, gałązką, ostem. Ale tylko za co? A masz ! Taki ten Leoś. Psotnik...

Byliśmy już z Leonem na Turbaczu, gdzie spisał się idealnie, choć leniuchem jest strasznym pod górę i taszczyć go musiałam za kierę, i dalej planujemy wspólne wyprawy w międzyczasie ćwicząc co nieco na nieodległym pump tracku. Ale jazda w terenie najlepsza, a jesień w górach prześliczna, uwielbiam! Tak więc – czy tego chcecie czy nie - relacje z wypadów Bo na enduro, też się tutaj z pewnością pojawią.
(Tylko mi się tu nie odprzyjaźniać! No! "Run Bo" już dawno przecież zyskało szerszy kontekst).

Leon. Ja. Leon i ja. Ja.
BTW Nowy garnek na głowie! Hot or not?
Nie! Absolutnie nie znaczy to, że kończę z bieganiem i żegnam się z tri. Powariowali? Po prostu uwielbiam wyzwania, lubię nowe rzeczy, a jak na dodatek sponiewieram się przy tym, spędzę czas na mymłonie natury oraz pokonam jakieś tam wewnętrzne bariery (pamiętacie, tkwią tylko w naszych głowach) to już jest bosko. No i jeszcze to taplanie w błocie... 

A właśnie, czy ktoś tu coś mówił o bieganiu? A więc wracam! Hopsa! Pasmo biodrowo-piszczelowe wciąż mi ciut doskwiera, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że robi to bardziej jak nie biegam niż jak biegam… Poza tym ćwiczę je, rozciągam, roluję, masuję. I wierzę, że to wreszcie musi pomóc, a kontuzja zniknąć. I zniknie, tako rzecze Bo. I choć formy brak (jak ja kurna ten maraton kiedyś przebiegłam?) to jestem normalnie na takim głodzie biegania, że cieszy każdy kilometr, każda pokonana górka, każdy kolejny trening i rozciąganie po. I chcę więcej. Acz rozsądnie to dozuję, gupia nie jestem, choć kusi. A że plany wiosenne mam ambitne, nie zamierzam teraz wszystkiego spaprać. Już to przerabialiśmy, dziękuję.

Z innych newsów, to nowa instruktorka pływania, której zadaniem było wciągnięcie mnie na wyższy poziom pływackiego wtajemniczenia powiedziała, że ona nie ma tu co robić. Że technikę mam super, nie ma co poprawiać, że teraz tylko trening, trening, trening. Nie do końca wierzę w to bajdurzenie o dobrej technice (zawsze jest przecież co korygować i zawsze może być lepiej!), ale to miłe z jej strony, bardzo miłe. A więc trenuję, trenuję, trenuję. Docelowo chciałabym, jak zdrowie pozwoli, pływać 3-4 km na treningu, ciekawa jestem czy zdołam. Jeszcze jakbym tylko rozszyfrowała niektóre skróty z pływackiego planu treningowego (np. 100 dow / 100 = 50 nn dow / 50 rr dow *5 = 1000 tudzież 5*100RR do Zm/5-ta styl) byłabym w ósmym niebie.

I na koniec przypomnę, kto jeszcze nie zauważył. Trwa Dogrywka Wielkiego Wyścigu dla Bartka! Bartek walczy i obecnie przechodzi codzienne naświetlania w ramach radioterapii, a my nadal pomagamy! Najpierw kupujemy „los wpisowy” (lub dowolną ich ilość) w cenie 19,99 zł za sztukę, potem dołączamy do rywalizacji na Endomondo i nabijamy kilometry. Każde 19,99 km przeliczane jest potem na 1 los, który zwiększa Wasze szanse w losowaniu. Losowaniu trzech damskich kurtek biegowych firmy Newline! Rywalizacja trwa do końca października. Wpłacajcie (na konto Fundacji), do rywalizacji dołączajcie i biegajcie. Bo inaczej...
Bo inaczej - to choinką w twarz! :)

10.10.2013

A patelnia wędruje do...

Biegali mali i duzi. Nad morzem, w górach, w Warszawie, Łodzi, we Wrocławiu i w Koluszkach. Biegały panie i panowie. Szybko i wolno. Długie wybiegania, maratony, interwały oraz przebieżki. W deszczu, we mgle i pod wiatr biegali. Niczym nie powstrzymani, konsekwentnie realizujący swe założenia i ambitne plany, nieustraszeni i walczący. Biegacze. I nabiegali. Łącznie: 17 588 km! I to wszystko dla Bartka. Normalnie fantastyczni są! Z otwartym sercem i wielką duszą do wspierania innych. Dziękuję Wam Biegacze-Pomagacze, dziękuję!

Przypomnę, Wielki Wyścig dla Bartka (WWdB) to spontaniczna akcja charytatywna organizowana wspólnie z Krasusem i Wybieganym, która jest pokłosiem triathlonowego Wielkiego Wyścigu, w którym ścigałam się z Krasusem nad Maltą. W ramach WWdB kupowaliśmy „losy” wpłacając minimum 19,99 zł na konto Fundacji, a potem nabijaliśmy biegiem kilometry rejestrowane w aplikacji Endomondo. Wszystkie zebrane środki przeznaczone były na leczenie Bartka, siostrzeńca Kuby, autora biegowego bloga Formatownia.pl. Ażeby było ciekawiej, do wygrania dla uczestników Wyścigu było kilka niesztampowych nagród.

Dziś, jakby to powiedział Krasus, jest ten dzień, w którym ogłaszamy finał akcji oraz nazwiska, oczywiście że szczęśliwych zwycięzców.

Otóż do rywalizacji "Wielki Wyścig dla Bartka" przyłączyło się 100 osób, z czego połowa wpłaciła pieniądze na konto Fundacji z przeznaczeniem na leczenie dla Bartka Pudliszewskiego. Razem uzbieraliśmy – UWAGA! – 2209,7 zł. Ponad dwa tysie! Dwa tysiące dwieście dziewięć złotych i siedemdziesiąt groszy! Czujecie? Dziękuję, dziękuję, dziękuję!

Wczoraj w obecności dwóch mężów zaufania (Krasus i Wybiegany) oraz jednej żony (Bo) odbyło się uroczyste losowanie nagród zgodnie z liczbą losów, które uczestnicy akcji wykupili oraz wybiegali. Niektórzy mieli jeden los, rekordziści uciułali ich nawet 27! Emocje sięgające zenitu, ekscytacja niczym podczas wyprzedaży w MediaMarkcie, spocone czoło, drżące dłonie i pulsująca żyłka – wszystko to towarzyszyło momentowi, w którym zgodnie z ustalonym planem wciskaliśmy po kolei magiczny guzik „generuj” w serwisie losowe.pl. Rany! Działo się, oj działo.

A oto i - taadaam!- wyniki losowania:
  • Spersonalizowana koszulka Xtri.pl - Gosia Rzymska,
  • Audiobook "Trzy mądre małpy" wraz z autografem Łukasza Grassa - Damian Orzechowski*,
  • Rowerowe SPA - Leszek Deska,
  • Pimpuś (a w zasadzie jego brat bliźniak) - Marian Gawlikowski,
  • Bidon (na makaron i nie tylko) - Joanna Walter,
  • Patelnia (już sama się nie może doczekać nowego właściciela) - Michał Hadam.
*AKTUALIZACJA! Damian, który ma już audiobooka "Trzy mądre małpy" przekazał swą nagrodę do ponownego losowania i ta padła łupem Darka Kociemby. Darek, gratulacje!
Wszystkim uczestnikom Wielkiego Wyścigu bardzo, bardzo dziękuję za zainteresowanie i pomoc ofiarowaną Bartkowi. A zwycięzcom głośno i wyraźnie gratuluję. Gra-tu-lu-ję! Skontaktujcie się teraz proszę z nami w celu ustalenia adresu przesyłek tudzież innych spraw dotyczących przekazania nagród. 

Ale, ale! STOP!

To jeszcze nie koniec! Otóż ogłaszamy Poprawiny Wielkiego Wyścigu dla Bartka lub inaczej DOGRYWKĘ! A dla Biegaczy-Pomagaczy czekają znowu megafajne nagrody. Są to trzy damskie kurtki do biegania firmy Newline model: IMOTION RUFFLE JKT! O takie te kurteczki, tylko że czerwone, ładne nie? Choć damskie, to nie znaczy, że do akcji zapraszamy tylko Panie. Bo znowu wszyscy walczymy w Wyścigu i zbieramy pieniądze dla dzielnego Bartka, co Wy na to?

Zasady? Zasady już znacie. Kupujemy los lub losy w cenie 19.99 zł za sztukę, dołączamy do nowej rywalizacji (TUTAJ!), nabijamy kilometry (gdzie 19,99 km przekłada się na jeden los) i potem liczymy na szczęście w losowaniu i ewentualnie oczekujemy na kuriera z piękną kurteczką. 

Losy kupujemy przelewem:

Fundacja Pomocy Dzieciom z Chorobami Nowotworowymi w Poznaniu
ul. Engestroma 22/6, 60-571 Poznań
numer konta: 72 1240 3220 1111 0000 3528 6598
z dopiskiem: Bartosz Pudliszewski

Podobnie jak w trakcie pierwszego WWdB bardzo prosimy o przesłanie potwierdzenia przelewu mailem na run.bo.blog@gmail.com lub krasus.biecdalej@gmail.com. Oczywiście zapewniamy pełną dyskrecję w kwestii tego, kto ile wpłacił na konto Bartka. Przepraszamy za tę niedogodność, ale mamy nadzieję, że zrozumiecie. Tym razem prosimy również, aby w mailu podać swój nick z Endomondo oraz rozmiar kurtki (S, M, L) o który walczycie. Rywalizacja trwa do końca października, a na potwierdzenie przelewów czekamy do 5 listopada 2013 r.

Razem możemy zdziałać naprawdę wiele! Ba, więcej niż wiele! I chyba jeszcze ciut więcej. 
Dzięki!

20.09.2013

Miss siniaka

Na początku wszystko wydaje się takie niewinne i sympatyczne. Ot jeden delikatny upadek, potem drugi. Raz na prawo, raz na lewo lub przez kierownicę. Na wystający korzeń lub kamienie. Albo butka nie zdążysz wypiąć na zboczu lub strumyk pojawi się niespodziewanie czy głaz jakiś lub trzy. I bach. Już leżysz. A rower prawdopodobnie na tobie. Człowiek to jednak dość dziwna istota, bo się tym wówczas jakoś specjalnie nie przejmuje. Wstaje, nie otrzepuje się, cieszy się i jedzie dalej. Najważniejsze, że jest frajda i totalny flow. Oraz taka radość, że właśnie pokonuję kolejne jakieś tam bariery, że kuźwa nie boję się (lub tylko trochę) i że teraz przejadę tę ścieżkę bez dzwonu tudzież zatrzymywania się, bo kto jeśli nie ja. No kto? 


Co innego wieczorem lub następnego dnia rano... Wówczas wszystko zaczyna wyłazić przez skórę, a przecież cała byłam w ochraniaczach. Jest różowo, fioletowo i żółto oraz mnóstwo barw pomiędzy. Coś tam obdrapane na dodatek, gdzie indziej spuchnięte i boli. Normalnie jakbym ze studia tattoo wracała, a przecież to żadne tatuaże. A już najfajniej jest jak następnego dnia, gdy po raz kolejny wywrócisz się i uderzysz w to samo miejsce (np. pedałem w goleń), dokładnie w ten jeden, idealnie określony punkt, który napierdziela cię najbardziej. Noo, wtedy to jest już naprawdę bosko! Bo-sko.


Bo skoro nie mogę biegać, to na rowerze sobie jeżdżę z górek. A skoro sezon już stracony zakończony, trzeba sobie zrobić przerwę, przez niektórych roztrenowaniem zwaną, to nie na szosie pomykam a na bajku MTB. A raczej się uczę. I bardzo mi się to enduro podoba. I ponoć nikogo to już nie dziwi (?), że Bo tak już ma, że ponoć lubi wyzwania i to co nowe, zwłaszcza jak na dodatek boli. Taka Bo. No tylko te siniaki. Naprawdę nie sądziłam, że na łydce można mieć więcej powierzchni posiniaczonej niż tej bez siniaków... I jeszcze pływam trochę, choć tylko czekam, aż któryś z ratowników na widok mych nóg zadzwoni na policję, że przemoc w rodzinie. Na szczęście pływanie też jest super. Wciąż uwielbiam. 

Każdy ma Konę (pożyczoną) na jaką sobie zasłużył...
BTW Szukam fajnego rowerku MTB, 120-140 skoku. ŁADNEGO ;)
Ale tak mi się kuźwa zaczęło tęsknić za bieganiem, że normalnie nie mogę. Czy to ten deszcz (kocham bieganie w deszczu), czy to wpływ kolejno czytanych lektur ("Ukryta siła", a teraz "Ultramaratończyk"), czy to wkurw na widok fejsa ubździanego wpisami o treningach, długich rozbieganiach i finałowych maratońskich szlifach na jesienne starty? Jezzu, jak ja Wam wszystkim zazdroszczę! Nie podchodzić, bo uderzę! Czy już za długa ta przerwa, a trzy pary nowych butków czekają? Boże, jak ja bym chciała biegać! Już. Już. Już! Tęskni mi się za tym biegowym zawieszeniem, za poczuciem wolności, za łykaniem kolejnych kilometrów, najlepiej w terenie, za przesuwającym się krajobrazem oraz potreningowym styraniem pomieszanym z niepojętym poczuciem spełnienia i szczęścia. Nawet za interwałami mi się tęskni. I za biegiem ciągłym. Aaaa! Oszaleję zaraz! Biegać mi się chcę. BIE-GAĆ!

A nie biegam, bo wciąż czuję to cholerne pasmo biodrowo-piszczelowe. Raz mniej, raz więcej, ale ciągle mam tam coś zblokowanego i bardzo mi się to nie podoba! Bardzo! Zabiegi fizjo zakończone, ćwiczę ten tyłek i nóżęta, choć ze świadomością że powinnam więcej i solennie obiecuję w tym miejscu poprawę, ba nawet na siłowni byłam! A ono swoje i boli, uparte to pasmo jak ja, a nawet chyba trochę bardziej. Wrrrr.

Nie pocieszajcie mnie. Zostawcie. Pozwólcie w spokoju umartwiać się nad sobą oraz łkać do poduszki. Tłuc głową w ścianę lub jeszcze lepiej, zakopać się w jakiejś norce, gdzie będę tylko ja i mój smutek. Smutek mój i ja. Oraz moje siniaki. Nic więcej mi już nie zostało... Tylko te siniaki.
Które przecież i tak niebawem znikną. Chlip, chlip.

30.08.2013

Wróg

W każdej, nawet w jakiejś durnej i przesłodzonej opowieści powinny być czasem zwroty akcji. Bardziej lub mniej dramatyczne, ale powinny być. Inaczej jest nudno, fabuła się nie klei, źle się to czyta i odkładamy książkę na półkę. Zatem, aby nikt mnie tu nigdzie czasem nie odłożył. Aby statystyki bloga wciąż szybowały wysoko, aby pojawiali się nowi czytelnicy oraz, a może i przede wszystkim, uczestnicy Wielkiego Wyścigu dla Bartka, oto i on. Zwrot akcji. Przecież za pięknie było, za ckliwie i słitaśnie, prawda?  

A więc. Tę no, kontuzję mam. Zespół tarcia pasma biodrowo-piszczelowego czy coś w ten deseń z powięzią prawą w tamtych rejonach. Czyli biegowy standard (wrrr nie cierpię być standardowa). Generalnie boli mnie raz kolano prawe, raz biodro, czasem oba te organy równocześnie, choć jednak zazwyczaj każde z osobna i to najczęściej biodro. Albo kolano. Pojawiło się całkiem niespodziewanie, dwa tygodnie temu podczas niedzielnego długiego wybiegania i niestety wciąż trzyma. Na szczęście mądra i oczytana w internetach Bo nie próbowała bólu zlekceważyć i zabiegać, tylko od razu do specjalistów po pomoc się udała i zamiast treningów biegowych podjęła walkę z ITBS. Wstyd mi za nią, że taka rozsądna ta Bo. I że żadnego głupstwa w tej materii nie uczyniła, normalnie wstyd... Dobrze, że choć czasem delikatnie popływa lub na szosie pojeździ, bo jeszcze kto pomyśli, że całkiem zmądrzała...

I tak do fizjoteraupeuty sobie chadzam. Do człowieka, który musi jak nic mieć w sobie coś z sadysty, bo wygina mnie i masuje tak boleśnie, że drę się w niebogłosy niczym wuwuzela w rękach fanatycznego kibica. Rany, ale to potrafi boleć! A myślałam, że to ból istnienia jest czymś czego nie potrafię znieść w milczeniu. Poza tym zabiegi fizykoterapii biorę opowiadając zaciekawionemu i zgromadzonemu wianuszkiem wokół mnie personelowi medycznemu co to ten triathlon i jaka jest kolejność zadań ;) Ćwiczę też nóżęta (obie ćwiczę, po co mi nierówne pośladki), roluję biodro butelką, autosięmasuję i oczywiście gruntownie rozciągam.

Nie rozpaczam, nie płaczę, bo po co. Może ciut wściekła jestem, nie ma wszak róży bez ognia i mogłam to wszystko jakoś mądrzej ogarnąć i jednak ćwiczyć stabilizację oraz te cholerne pośladki zgodnie z obozowymi zaleceniami, ale dramatu nie robię, taki lajf. Wciąż mam wprawdzie nadzieję na przebiegnięcie jesiennego maratonu (choć już bez życiówki), ale jeśli to nie wyjdzie to przecież świat się nie skończy, c'nie? Tak sobie przynajmniej powtarzam :) I dodaję, że ja już swoje w tym sezonie zrobiłam i widocznie moje ciałko uznało, że na ten moment zdecydowanie wystarczy... Okej.

A poza tym nie ma złej kontuzji co by na dobre nie wyszła. Może wreszcie zacznę regularnie ćwiczyć? Może wykorzystam ten czas do siłowego wzmocnienia organizmu? Może wreszcie porządnie odpocznę i zbuduję bazę pod przyszły sezon? A przyszły sezon to dopiero będzie pojechany na maksa. A może nauczę się jeździć po górkach na bajku emteBo? Albo pływanie poprawię? Jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, że już nie płaczę nad ITBS. Choć oczywiście nie zamierzam się poddawać i walka trwa.

A Ty głupi wrogu nawet nie wiesz z kim zadarłeś. I jeszcze tego gorzko pożałujesz.
Słowo.

22.08.2013

Pudło prześladowcze. V Triathlon Ziemi Sandomierskiej

Dziwny to był triathlon. Taki inny niż wszystkie, choć i tak znowu pudło... A dziwny, bo raz że blisko domu, dwa, że trasa taka jakaś rozciągnięta, że oddzielne T1 i T2 oraz rower z punktu A do B, a nie po pętlach. I poza tym tak dziwnie i niezręcznie się czuję, jak ludzie oczekują ode mnie dobrego wyniku i miejsca oraz mówią, że na pewno takowe będzie. A jeśliby nie było, to co? Poza tym. Nie że popadam w rutynę, absolutnie nie i daleko mi do tego, ale już bardziej ogarnięta jestem w tym triathlonie, wiem jak przygotować sprzęt, nie robię wielkich oczu na widok kasku aero czy pełnego koła i to teraz ja wyjaśniam innym o co kamon. I to też jest właśnie dziwne, bo przecież niespełna 3 miesiące temu nie wiedziałam nic. A teraz wiem! Takie zmiany. 

V Triathlon Ziemi Sandomierskiej (750 m swim, 20 km bike, 5 km run) to zawody niby lokalne, ale poprzez rozgrywane równocześnie Mistrzostwa Polski Lekarzy zyskują rangę ogólnopolskich i ściągają nad Wisłę ludzi z całego kraju. Było więc sporo mocnych zawodników, a i na niektórych rowerkach też można było oko zawiesić. Pływaliśmy w zalewie w Koprzywnicy, przy którym zlokalizowana była strefa T1, potem na bajku 20 km do Sandomierza, gdzie po zostawieniu sprzętu w T2  na rynku, czekał nas bieg pomiędzy turystami, sklepami z pamiątkami oraz ogródkami piwnymi. Mówiłam, że dziwnie... choć Sandomierz śliczny!

Pływanie nie wyszło
No dobra, przyznam to. Po zaskakująco dobrym pływaniu w Poznaniu uwierzyłam, że jestem żeńskim (a więc tym jeszcze lepszym) wcieleniem Phelpsa i myślałam, że pływanie to teraz dla mnie pikuś. Że tylko 750 m? W bajorku jakimś pod Sandomierzem? Lajcik, bułka z masłem, zanim się rozgrzeję, będzie już po wszystkim, może nawet szkoda ubierać piankę. A tymczasem wcale nie. Płynęło mi się źle, ustawiłam się nie tam gdzie trzeba, inni notorycznie przypominali mi co to pralka i ostatecznie nie mogłam złapać rytmu. Generalnie szarpałam się strasznie i bardzo mnie to pływanie umęczyło.

Gdzieś tam się motam. Fot. A. Tomczyk
Wszystko chyba przez to, że chciałam płynąć szybko, a ja po prostu nie umiem szybko. Plan był też taki, aby mocniej zaangażować nogi, bo generalnie to ja ich nie używam za bardzo, tylko co jakiś czas chlapnę, co może pomaga potem na bajku gdyż jadę na świeżości i jest przydatne na dłuższych dystansach, ale na takim sprincie gdzie trzeba zapierdzielać i non stop dawać ognia to raczej ta moja technika pływacka do mega efektywnych nie należy… No ale jakoś mi z tymi nogami nie wyszło. Chyba po prostu zapomniało mi się. Podobnie zresztą nie wyszło jak z nawigacją, bo znowu zbaczałam z obranego kursu. Choć przyznam, że chcąc temu jakoś zaradzić próbowałam (dozwolonego) draftingu tj. płynięcia tuż za kimś w jego ekhm… bąbelkach. I z tymi bąbelkami też mi nie wyszło. Bo jak już dorwałam jakieś obiecujące i szybkie bąbelki to zaraz dopływałam do mojego „zająca”, smyrałam go po piętach, było za wolno i musiałam wyprzedzać (sorry nie nadajesz się, następny proszę i gdzie jest moja kolejna ofiara). Po trzech nieudanych próbach  postanowiłam jednak darować sobie te bąbelkowe polowania i sztuczki i po prostu płynąć do przodu. A tak w ogóle to niech się już skończy to pływanie. I skończyło się po 15 minutach i 10 sekundach (Garmin policzył mi 770 m). Oj Bo, nie czytaj już tych komentarzy jaka to jesteś boska, tylko weź się do roboty, bo pływać to jeszcze za bardzo nie umiesz. (Wzięła się, w niedzielę już pływała pod okiem instruktora).