25.11.2013

Poka swoją pąpkę!

Ponoć internet się popsuł. I Facebook oraz Endomondo. Że niby ludzie nic innego nie robią, tylko pąpują i pompują oraz chwalą się swymi osiągami gdzie tylko się da. Nie do końca w to wierzę, ale ponoć naprawdę tak jest.

A jeśli tak jest, to przecież nie można obok tego przejść obojętnie, nie? I kąkurs musi być. Pąpkowy kąkurs dla setek ludzi (tak, tak! nie do końca w to wierzę, ale są nas setki), którzy razem z nami pąpują na Everest.

A kto jeszcze nie pąpuję, to z pewnością zacznie, bo obejrzeniu tego oto motywatora (by Wybiegany). KURTYNA!

Czad! Nie?

A więc. Poka swoją pąpkę!

W wannie, błocie, na basenie, dachu czy w piwnicy. Głową w dół, albo na pięściach może? Pokaż nam swoją pąpkę tudzież jej graficzną lub filmową inkarnację (nie dłuższą niż 30 s), a my - nieomylne żiri w składzie: Bo, Krasus, Błażej Suchą Szosą oraz Wybiegany - wybierzemy tę najbardziej pojechaną w kosmos, pąpkową pąpkę na świecie oraz nagrodzimy ją równie fajną nagrodą. Nagrodą w postaci ZŁOTEJ PĄPKI! Jak na nasze kąkursy przystało, liczy się pomysł, kreatywność, dowcip. Poza tym, co Wam będę tłumaczyć - musicie nas zachwycić, zafascynować, zaskoczyć! 

Prace konkursowe wrzucajcie proszę na ścianę wydarzenia na Facebooku lub przesyłacie na nasze e-maile (np. run.bo.blog@gmail.com), to my zrobimy to za Was. Konkurs trwa do północy 1 grudnia 2013 r. Autor najfajniejszej pracy otrzyma wspomnianą już złotą nagrodę, a ze wszystkich nadesłanych zdjęć, filmów, grafik zrobimy audiowizualny kolaż (w sumie to my zrobimy "kolarz") dokumentujący całą zabawę. Ponoć będą też nagrody niespodzianki, ale że nie do końca w to wierzę, to na Waszym miejscu również specjalnie nie przykładałabym do tego wagi.

Pąpkins Łerkaut

Hmm... A gdyby tak jeszcze, oprócz tej wirtualnej zabawy i rywalizacji z ObozyPompkowe.pl, popąpować wspólnie razem w realu? Hę? Dotknąć bicepsa Krasusa nie wspominając już o pomizianiu go po łydce oraz o trzaśnięciu wymarzonej słit foci? No i stanąć twarzą w twarz z kapitanem drużyny przeciwnej i odnieść zwycięstwo w tym pojedynku spojrzeń... Sounds good?

A więc, Warszawiacy i nie tylko, już teraz zapraszamy Was na Wielkie Pompowanie! Pola Mokotowskie, sobota 30 listopada, godzina 10.30. Będzie wspólny, integracyjny trening z Obozybiegowe.pl, na którym robienie pompek na milion sposobów będzie zaledwie jedną z wielu atrakcji...

Ale pamiętajcie, przede wszystkim kąkurs. Nie do końca wprawdzie wierzę, że zaskoczycie mnie swoimi pracami (mryg), tym bardziej więc kombinujcie, pstrykajcie się i nagrywajcie. Pokażcie światu swoją pąpkę!

15.11.2013

Trzecia najszybsza we wsi

Zaraz, zaraz. Coś mi tu nie gra. Dlaczego nie mam na sobie pianki? I czepka? I dlaczego wszyscy stoimy na ulicy, a nie jesteśmy w wodzie? Czekając na sygnał startu przed I Rzeszowską Niepodległościową Dychą (9 listopada 2013 r.) uświadomiłam sobie jak ja dawno nie startowałam w żadnym biegu! Takim co ramię w ramię stoimy z innymi, gadamy, podskakujemy dla rozgrzewki, klepiemy się po udach (swoich) oraz nerwowo zerkamy na garmina i trzymamy się za lewy nadgarstek (również swój). A nie, że samotnie wybiegam z T2 przekręcając na brzuch numerek, poprawiając czapkę i tłumacząc nogom, że teraz mają biec nie kręcić. Jak dawno... W czerwcu chyba ostatnio? A może w marcu? Tak, taki duży, prawdziwy, uliczny mój start to pamiętny marzec i mroźny Półmaraton Warszawski. Ale zleciało...  

Tego biegu na dychę tak naprawdę miało nie być. Bo kontuzja, bo Skarżyński i tłuczenie kilometrów, bo totalny brak formy i szybkości. No ale nie pobiec mam, jak ITBS puszcza (choć tak naprawdę to nie)? U siebie? Z hordą znajomych? Towarzysko tak, przetruchtać ? :)

No ale powiedz Bo, biegnij towarzysko to prawie życiówkę machnie, taka sytuacja :) A miała tylko przyzwoicie pobiec, tj poniżej 47 minut. Tak mówił plan minimum. Lekko zarysowany plan optymalny zakładał, aby przede wszystkim zacząć spokojnie i nie spalić się na pierwszych kilometrach, a potem się zobaczy. Plan maksimum nie istniał, gdyż po prostu nie było żadnych podstaw i danych, aby takowy przygotować. Oczywiście chciałam pobiec "najlepiej jak tylko potrafię", ale wiadomo, że czasem same chęci nie wystarczą... 

A wracając do tej atmosfery przed 3-2-1 bum, to jednak uwielbiam. Jest coś w tym takiego, żeby nie zabrzmiało zbyt górnolotnie - takiego... czarodziejskiego? Stoimy razem, łączy nas wspólna pasja, podobne doświadczenia treningowe, buty miewamy takie same czy bluzy. Ale potem każdy jest sam. Sam ze swym oddechem, bólem, założeniami startowymi i myślami. Sam walczy. I sam wygrywa.

I poszli!
Fot. Podkarpacki OZLA
Tak więc, bez żadnych specjalnych założeń i napinki udałam się na linię startu chłonąc atmosferę biegowego święta i dziwiąc się ilu to już biegaczy mamy w naszej metropolii. Blisko 700 osób! Noo, to już jest coś, fajnie. Wcześniej jeszcze banan, kilka rodzynek, podwójne sznurowanie butków, delikatna rozgrzewka, jestem gotowa, lećmy. Upewniłam się jeszcze jakie tempo zagwarantuje mi przyzwoity wynik, aha poniżej 4:40, Bo nie przynieś sobie wstydu.

Zadziwiające ile na pierwszym kilometrze człowiek ma siły i energii. Normalnie frunie ponad chodnikami, jest lekki, radosny, niebywale szybki, niczym z Kenii, chwilo trwaj. Ale mądra Bo, która nie raz doświadczyła już tego startowego haju, a potem ómierała na dalszej trasie, w tym akurat biegu zaciągnęła hamulec i udało się jej nie spalić początku. Pierwsze dwa kilometry po 4:26 całkiem najs, ale w takim tempie to nie pociągniesz Bo za daleko, prrr stój dzika bestio. Posłuchała, zwłaszcza że zaczęło wiać, oczywiście w twarz, więc nie było wyjścia.

A potem przypomniała o sobie rodzynka. Wiecie jak to jest, siedzi takie coś upierdliwe w gardle i nie daje spokoju. Po cholerę jadłam te rodzynki? Wiedziałam, że to moje łakomstwo kiedyś mnie zgubi, tylko czemu akurat teraz?

Następne kilometry bez szczególnej historii, złapałam rytm (tylko nie myśl o rodzynce), podczepiałam się pod jakieś barczyste plecy chroniące mnie od wiatru (że nieładnie tak?) i próbowałam nawiązać kontakt wzrokowy ze stojącymi obok w korku wściekłymi kierowcami, ale oni jakoś nie chcieli... I nastał podbieg. Tempo spadło, zaczęłam się ciut męczyć, rodzynka w gardle urosła do rozmiarów pomarańczy, ale przecież się teraz nie poddam, nie? Zobaczyłam jak znajomy Jacek mocno przyspiesza i wyprzedza innych i zapragnęłam być taka jak on. I udało się! Bo, jesteś szalona.

Myśl, że jest szansa na lepiej niż przyzwoity wynik pojawiła się ok. 7 km. Teraz już Bo nie ma przebacz. Pruj! 4:27, 4:21, 4:20, a w końcówce to nawet 2:37, choć to akurat uznaję to za dobry garminowy żart, hahaha. Oraz tętno maksymalne 200, a byłoby więcej, gdybym kilkaset metrów przed metą nie zsunęła opaski, bo totalnie brakowało tchu. Jak gnać to gnać, nie? Ma się tę pikawę i serce do biegania.

O, tutaj się pojawiła myśl "Gnaj"
Fot. Wojtek Maryjka
I tylko szkoda, że nie było pełnej dychy, bo byłaby oficjalna życiówka na 10 km w okolicach 44 i pół. Ale i tak jestem mega zadowolona, że tak to się ładnie poukładało i 9,7 km pokonałam w czasie 42:52. Aż strach pomyśleć, co by było gdybym się do tego biegu przygotowała oraz była w pełni sił i zdrowia. I gdyby nie ta rodzynka. Normalnie strach myśleć...

I jeszcze aby pudłowej tradycji stało się zadość: 3 miejsce w kategorii wiekowej oraz chlubne miano 3 najszybszej Rzeszowianki. I chodzę teraz po ulicach dumna jak paw chełpiąc się swoim osiągiem. Trzecia najszybsza we wsi! A oprócz fajnego, ciężkiego medalu i pucharka, voucher na 100 zł do sklepu Sony, bezpłatne badanie kropli żywej krwi (cokolwiek to jest i znaczy) oraz wizyta w Centrum Terapii Funkcjonalnej (grunt to dobrze życzyć biegaczowi).

I chyba sezon 2013 oficjalnie mogę już uznać za zakończony. Sezon nauki, postępów oraz radości z każdego kroku naprzód. Sezon spełnionych marzeń i zrealizowanych celów. Sezon życiówek. Sezon sprowadzających na ziemię kontuzji, które jednak na nowo pozwalają cieszyć się biegową codziennością. Sezon zmian i niespodzianek. Sezon ambitnych planów na przyszłość.

Ale o tym wszystkim w następnym odcinku...

12.11.2013

Smashing Pąpkins. Czyli Pąpujemy na Everest. YEAAH!

Ciemna cela. Smuga światła wpadająca przez zakratowane okno. Odpadający z sufitu tynk, szary koc na leżance oraz nieogolony, spocony facet w granatowym, dość spranym T-shircie podnoszący się na drążku, a następnie trzaskający pompki. Uwielbiam takie kadry z filmu. Zazwyczaj on potem jeszcze biega w kółko po spacerniaku (w szarej bluzie z kapturem i logo jakiegoś amerykańskiego uniwersytetu) i wyobraża sobie zemstę. Zbliżenie na twarz (oczywiście jest mega przystojny), na pełne skupienia ale i szaleństwa oczy, a potem zoomem na całą, wysportowaną sylwetkę. I on znowu te pompki. Dziesięć, dwadzieścia, sto. Jak maszyna. Uwielbiam patrzeć. 

Z tymi pompkami to jest u mnie tak, że zawsze chciałam je umieć i robić. Takie prawdziwe, męskie, nie jakieś tam na kolanach czy przy ścianie. I zawsze coś przeszkadzało. Oprócz tego, że rąsie za słabe (bardzo słabe), to albo czasu nie tyle co trzeba, albo motywacji i konsekwencji brakowało. Niewykluczone też, że nieumiejętnie je robiłam lub po prostu nie widziałam konkretnego celu, bo czy jest jakiś maraton pompek, w którym mogłabym wystartować i sprawdzić czy dam radę? (tak, z pewnością jest...). Albo czy od pompek można mieć fajny brzuch? Lub cycki? :) Ostatecznie więc pompek nie lubię, nie umiem, nie zawracajcie mi głowy, to niewyobrażalne, abym za jednym razem uczciwie machnęła ich choćby pięć. 

I dlatego właśnie powiedziałam "tak". TAK DLA PĄPEK! Tak dla kolejnego wyzwania! Tak dla nowej zabawy z Krasusem, Wybieganym oraz Błażejem Suchą Szosą! Po trzykroć TAK, zwłaszcza, że do tego niecnego planu chcemy wkręcić Was. Powiedzcie ludzie, jesteście gotowi? Zimne nerwy a serca jak prodiż? Duże dzieciaki mali chuligani? Tak, tak. Jesteście gotowi? :) 

Noo!




A więc do dzieła! Projekt Pąpujemy na Everest uważam za otwarty i niniejszym również - wspólnie z chłopakami - oficjalnie zapraszam Was do najbardziej pąpkowej i pojechanej w kosmos drużyny sportowej na świecie o nazwie Smashing Pąpkins.

Pąpujemy na Everest - Regulamin (wiadomo po co jest Regulamin, aby go łamać, mryg, mryg)
  1. Robimy pompki. Lub pąpki, ja oczywiście trzaskam te ostatnie i Was również mru namawiam do tego typu aktywności. Trzy razy w tygodniu po pięć lub sześć serii (szczegóły w planie poniżej), coraz więcej i więcej i więcej... Kobiety, które robią maksymalnie 5 pompek zwykłych, mogą robić tzw. pompki damskie. Mogą, ale nie muszą :)
  2. Proponujemy wykonywanie treningu wg poniższego planu, ale nie jest to obowiązkowe, można stosować własny plan. Ważne, by robić pięć-sześć serii (pięć serii dla osób, które jednorazowo robią poniżej 60 pompek, sześć serii dla tych, którzy są w stanie zrobić więcej) z przerwami 1 min.  30 sek. pomiędzy seriami.
  3. Rozpoczynamy od testu pompkowego (po rozgrzewce robimy jak najwięcej pompek i zapamiętujemy liczbę). Na podstawie wyniku testu rozpoczynamy plan treningowy (poniżej) od danego tygodnia.
  4. Chcemy zrobić jak najwięcej pompek, ale nie przekraczamy liczby dni treningowych w tygodniu (trzy) i liczby serii w jednym treningu (pięć lub sześć - szczegóły w pkt 2). 
  5. Pomiędzy seriami robimy 1 min. 30 sek. przerwy, by kolejne serie robić na tzw. niepełnym wypoczynku. Pomiędzy dniami treningowymi powinien wystąpić co najmniej jeden dzień na regenerację.
  6. Pompki robimy płynnie, bez odpoczywania w danej serii. Wykonujemy je poprawnie i uczciwie. Powtarzam, poprawnie i uczciwie. 
  7. Każdy robiący pompki może dołączyć do jednej z dwóch drużyn: klikamy albo ObozyPompkowe.pl albo Smashing Pąpkins (wiadomo, co klikamy, nie?) UWAGA: Wykluczona jest obecność w obu drużynach.
  8. Pompki zliczamy w aplikacji Endomondo jako sport wybierając „inne”. 1 pompkę zapisujemy jako 0,1 km. Jeśli danego dnia zrobisz 45 pompek - zapisujesz to jako 4,5 km.
  9. Gramy fair - robimy pełne poprawne pompki i wpisujemy dokładnie tyle, ile zrobiliśmy. Jeśli nie uda Ci się zrealizować treningów z danego tygodnia, powtórz tydzień od początku.
  10. Drużyny ścigają się w tym, która pierwsza "wpompuje" się na Mount Everest (8848 mnpm). Koniec rywalizacji pomiędzy drużynami określony jest na 8848 km. Każda pompka to 0,1 km, czyli 1pą = 0,1 km. Trzeba więc zrobić 88 480 pompek, by wygrać.
    Tak. Wiemy, że Everest ma 8840 m, a nie km, ale w Endomondo nie ma tak małych liczb, więc robić będziemy kilometry.
  11. Będą nagrody niespodzianki, ale jakie i za co – to na razie tajemnica.
  12. Zawzięci wrogowie Endomondo mogą zgłaszać swoje pompki drogą mailową, ale nie będzie to przychylnie traktowane, maila nawet nie podajemy, to dla utrudnienia;)
  13. Zasady w skrócie: trzy razy w tygodniu robimy pięć-sześć serii pompek z przerwami po 1 min. 30 sek. i wpisujemy je do Endomondo jako “inne”. Jedna pompka to 0,1 km. Pięć serii dla osób, które jednorazowo zrobią poniżej 60 pompek, sześć serii dla tych, którzy są w stanie zrobić więcej.
I nasz Smashingowy Plan Pąpkowy

Zacznij od testu. Po rozgrzewce zrób tyle pompek, ile tylko dasz radę. Pamiętaj o poprawności wykonywanego ćwiczenia i o tym, by pompki robić płynnie bez przerw. Twoja maksymalna liczba pompek pozwoli Ci rozpocząć plan treningowy od odpowiedniego miejsca, a po jego zakończeniu ocenić postępy.
Jak poprawnie robić pompki? 
  • ręce opieramy o podłogę szerzej niż barki, na wysokości klatki piersiowej - tak aby przedramiona były ustawione prostopadle do podłogi (nie pod kątem ani wzdłuż tułowia),
  • nogi opieramy na palcach,
  • całe ciało powinno być w linii prostej, przy opuszczeniu - równoległe do podłoża,
  • opuszczamy ciało na rękach prawie do podłogi, robiąc wdech,
  • nie odpoczywamy w "dole",
  • przy ruchu do góry - robimy wydech,
  • ruch powinien być płynny (w miarę możliwości), tak, ostatnie ruchy mogą sprawiać problemy - róbcie wtedy odpoczynki w górze - ale bez przesady bo to też męczy,
  • nie prostujcie ramion przy wyproście do samego końca - mięśnie będą stale napięte,
  • cały czas podczas ćwiczenia pilnujemy prostej sylwetki: nie wyginamy dupy do góry ani nie robimy "foczki" (ręce wyprostowane a tyłek przy ziemi).
Pomiędzy seriami robimy 1 min. 30 sek. przerwy, a pomiędzy kolejnymi dniami treningowymi powinniśmy zachować co najmniej jeden dzień odpoczynku. Jeśli nie uda Ci się zrealizować wszystkich treningów z danego tygodnia lub nie dasz rady zrobić wszystkich pompek w serii, zgodnie z planem, powtórz dany tydzień. Nie przejmuj się jeśli będziesz powtarzać tygodnie - ten czas jest potrzebny organizmowi, aby przyzwyczaić się do takiego wysiłku.

Test zrobiony? No to do dzieła!

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 1-6 pompek (lub jeśli chcesz być taki jak ja :) bo Bo właśnie rusza z tego miejsca) 
Tydzień 0, dzień 1: 1, 2, 3, 2 oraz w ostatniej serii maksymalnie ile potrafisz, ale nie mniej niż 1 pąpka
Tydzień 0, dzień 2: 2, 3, 3, 3, max ale nie mniej niż 2
Tydzień 0, dzień 3: 2, 3, 4, 4, max ale nie mniej niż 2
Jesteś już PąpBeginner

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 7-14 pompek
Tydzień 1, dzień 1: 3, 4, 4, 4, max ale nie mniej niż 3
Tydzień 1, dzień 2: 4, 4, 5, 4, max ale nie mniej niż 4
Tydzień 1, dzień 3: 5, 5, 6, 5, max ale nie mniej niż 5

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 15-23 pompki
Tydzień 2, dzień 1: 6, 6, 7, 6, max ale nie mniej niż 6
Tydzień 2, dzień 2: 7, 7, 8, 7, max ale nie mniej niż 7
Tydzień 2, dzień 3: 8, 8, 9, 8, max ale nie mniej niż 8
Jesteś już PąpCadet

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 24-29 pompek
Tydzień 3, dzień 1: 9, 9, 11, 10, max ale nie mniej niż 9
Tydzień 3, dzień 2: 10, 10, 12, 11, max ale nie mniej niż 10
Tydzień 3, dzień 3: 11, 11, 13, 12, max ale nie mniej niż 11

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 30-37 pompek
Tydzień 4, dzień 1: 12, 12, 14, 13, max ale nie mniej niż 12
Tydzień 4, dzień 2: 13, 13, 14, 15, max ale nie mniej niż 13
Tydzień 4, dzień 3: 14, 14, 16, 14, max ale nie mniej niż 15

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo robisz maksymalnie 38-44 pompki
Tydzień 5, dzień 1: 15, 15, 16, 17, max ale nie mniej niż 15
Tydzień 5, dzień 2: 16, 16, 18, 18, max ale nie mniej niż 16
Tydzień 5, dzień 3: 17, 19, 17, 18, max ale nie mniej niż 17
Jesteś już PąpTrainer

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 45-59 pompek
Tydzień 6, dzień 1: 19, 21, 20, 19, max ale nie mniej niż 19
Tydzień 6, dzień 2: 21, 21, 23, 21, max ale nie mniej niż 22
Tydzień 6, dzień 3: 23, 25, 23, 24, max ale nie mniej niż 24

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 60-75 pompek
Tydzień 7, dzień 1: 20, 20, 30, 20, 20, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 7, dzień 2: 20, 20, 35, 20, 25, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 7, dzień 3: 20, 20, 40, 25, 25, max ale nie mniej niż 20

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 76-90 pompek
Tydzień 8, dzień 1: 20, 25, 35, 30, 30, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 8, dzień 2: 30, 30, 40, 30, 20, max ale nie mniej niż 20
Tydzień 8, dzień 3: 30, 30, 45, 20, 35, max ale nie mniej niż 20
Jesteś już PąpChief

Zacznij od tego tygodnia, jeśli jednorazowo zrobisz maksymalnie 91-110 pompek
Tydzień 9, dzień 1: 20, 40, 30, 50, 30, max ale nie mniej 30
Tydzień 9, dzień 2: 20, 35, 50, 32, 40, max ale nie mniej niż  30
Tydzień 9, dzień 3: 20, 30, 60, 30, 50, max ale nie mniej niż 26

Jeśli robisz więcej niż 110 pompek jednorazowo - spróbuj zostać PąpMaster:
Tydzień 10, dzień 1: 30, 40, 50, 60, 40, max ale nie mniej 40
Tydzień 10, dzień 2: 30, 45, 55, 65, 50, max ale nie mniej 40
Tydzień 10, dzień 3: 30, 50, 60, 76, 60, max ale nie mniej niż 50
Jesteś już PąpMaster. Gratulacje!

A jeśli ostatni tydzień jest dla Ciebie zbyt prosty, to być może jesteś już Zohanem, a my tylko zwykłymi biegaczami...

Pytania? Skargi? Zażalenia? Zachwyty, ochy, achy? Śmiało piszcie w komentarzach tu, na Facebooku lub mailem. Możecie też przesyłać fotki i zdjęcia jak robicie te pąpki. Z przyjemnością popatrzę. Zwłaszcza na filmiki, wiecie, w tej więziennej scenerii... :)

8.11.2013

Wielki Wyścig dla Bartka - dziękujemy!

Obojętność. Nie zaangażowanie, nie nienawiść, ale po prostu obojętność. Obojętniejemy w reakcji na coraz liczniejsze i coraz bardziej intensywne oraz nachalne prośby o pomoc. Mimo, iż potrzebnej. Dość mamy zasypywania nas obrazkami cierpienia, bólu i niesprawiedliwości. Znowu ktoś biegnie w jakiejś intencji, znowu ktoś prosi i potrzebuje właśnie mnie i mojego portfela. Wyrzucamy do kosza ulotki promujące 1% i zamykamy strony na których ponownie dorzucić się powinniśmy do jakiejś puszki. Tak jest, choć nie wszyscy się do tego przyznajemy...

Dlatego obawy miałam spore przed rozpoczęciem akcji "Wielki Wyścig dla Bartka". Nie chciałam być tym natrętem, akwizytorem, przed którym zatrzaskuje się drzwi oraz wciska czerwoną słuchawkę. Mimo, iż cel ważny, a wsparcie bardzo potrzebne i dotyczące kogoś nam bliskiego. Do pomagania, jak do miłości, nie da się zmusić, nie będę tak nagabywać myślałam, poza tym - co ja mogę? Chłopaki jednak - Krasus i Wybiegany - skutecznie wybili mi z głowy te dyrdymały. Postanowiliśmy spróbować. I nie żałujemy. Przynajmniej ja nie żałuję, że Wielki Wyścig dla Bartka wystartował, pociągnął za sobą dziesiątki osób, które wcale nie są obojętne, dostarczył nam mnóstwo pozytywnych emocji oraz przyniósł wymierną, finansową pomoc dla chorego Bartka.  

Proszę Państwa. W dogrywce uzbieraliśmy 569,93 zł (pięćset sześćdziesiąt dziewięć złotych i dziewięćdziesiąt trzy grosze), a łącznie w ramach całej akcji (standing ovation!) 2779,63 zł. Dwa tysiące siedemset siedemdziesiąt dziewięć złotych, sześćdziesiąt trzy grosze. Ponad 2,7 tysia! Czujecie? 

Wybiegaliśmy wspólnie setki kilometrów, wielokrotnie pokonywaliśmy lenia, walczyliśmy z niesprzyjającą pogodą i wizją spędzenia wieczoru nie w spoconej bluzie, ale pod kocem z kieliszkiem wina. Jestem w totalnym szoku, że udało nam się przekonać do siebie oraz do szczytnej idei biegania dla Bartka aż tyle osób. To niesamowite, że jesteście taki zajebiści, że obojętność Was nie dotyczy, że pomagacie.

W imieniu Bartka i jego Rodziców bardzo wszystkim dziękujemy! A za Bartka mocno trzymamy kciuki i oczekujemy samych radosnych wieści. Bartuś, wszystko będzie dobrze!

I na koniec jeszcze ogłoszenie wyników oraz gratulacje dla tych szczęśliwców, którzy wylosowali kurtki Newline IMOTION RUFFLE JKT! (skontakujemy się Wami e-mailowo):
  • Rozmiar S - Darek Kociemba,
  • Rozmiar M - Jadzia Grzesik,
  • Rozmiar L - Przemek Walter. 
Panowie, jesień jest Wasza! Będziecie naprawdę wymiatać w tych prześlicznych damskich kurteczkach!