2.11.2012

Top Medals

Z medalami jest jak z facetami. Co z tego, że ładny i przystojny, jak nie za wiele znaczy i dawno już zapomniałam. Albo przeciwnie, bardzo wartościowy i cenny, ale niestety plastikowy, niezbyt urodziwy, no i ta wstążka jakaś niespecjalna? ;) Na szczęście są też takie, co i ładne i wartościowe. Medale oczywiście. Choć z uszeregowaniem ich wcale łatwo nie jest - każdy niesie ze sobą inny ładunek emocjonalny, inną chemię i przeżycia oraz różne osiągi sportowe.

Trzy nieprzespane noce, kilkanaście przetasowań w zestawieniu, godziny poświęcone na przypominanie, czytanie poprzednich wpisów oraz przeglądanie zdjęć z biegów i wertowanie wyników. Wzruszeń i łez było hoho. Analizowanie awersów i rewersów medali, wsłuchiwanie się w dźwięk pobrzękiwania ich o siebie, mierzenie długości i szerokości tasiemki oraz fotografowanie ich moim profesjonalnym, milionpikselowym i dwuobiektywnym sprzętem. Gdybym wagę kuchenną miała, to pewnie bym je jeszcze ważyła.

Dobrze, że nie biegam, to choć czas mam na takie durnoty;) Było ciężko, ale oto jest. Lista moich najlepszych, najładniejszych i najbardziej znaczących medali biegowych. Top 10. Oraz niechcąco takie podsumowanie biegowego sezonu startowego 2012.


10. Bieg górski w Iwoniczu Zdroju (7 km)
Sam medal - nie oszukujmy się - licheńki, plastik z jakąś tam naklejką. Nawet nie wisi z innymi, tylko w szufladzie zamknięty leży. Ale w zestawieniu znalazł się przede wszystkim ze względu na szok, którego doznałam w Iwoniczu. To jakaś masakra są te biegi górskie, myślałam między jednym sapnięciem a drugim wspinając się na górę Przedziwną oraz zjeżdżając zeń po błocie. Masakra. Kto by pomyślał, że po tak dramatycznych przeżyciach, będę chcieć gór więcej, i jeszcze więcej? 10-te miejsce w zestawieniu na zachętę.


9. Bieg Sokoła (10 km)
Ładny, choć niezbyt wielki medal oraz pudło i pierwsze miejsce w kategorii wystarczyły, aby w zestawieniu znaleźć się na dziewiątym miejscu. Plecak wygrałam, który do tej pory leży w szafie nietknięty. I dyplom z przekręconym nazwiskiem. Oto i sokół (orzeł?) z rozłożystymi skrzydłami bez rewersu.


8. Półmaraton Jurajski
Prawie jak koniczynka z Lilou, tylko ciut większa. Choć według niektórych to liść dębu. Ładny, duży medal, a i bieg oraz mój rezultat też niczego sobie. Pierwszy nocleg na hali przed biegiem, dużo pozytywnych emocji w trakcie oraz bro na jego zakończenie. Ósme miejsce za śliczną zieloną tasiemkę.


Bieg zapamiętam przede wszystkim za intencję, dla której biegłam (u Agg. wszystko ok!). Oraz kosmicznie wysoką temperaturę i karetki na trasie. Jezzuu jak tam było gorąco i ciężko! Bucie zatapiały się w asfalt i podeszwy potem ze smoły kluczami czyścić musiałam. Najważniejsze jednak, że żubr, którego ponoć goniliśmy, a którego nikt nie widział, na medalu się odnalazł. Poza tym zawsze miło posiedzieć przy żubrze, więc dlatego 7-me miejsce.


6. Półmaraton Rzeszowski
Sam medal bardzo bardzo. Na tyle bardzo, że powtarza się w zestawieniu i występuje raz jeszcze, bo to ten sam cykl biegów był. A półmaraton ważny przede wszystkim za najlepsze na świecie transparenty mię dopingujące, za trasę pod oknami i pracą swą niemalże, za striptiz na ósmym oraz fantastyczną końcówkę. I podium. Te wygrane słuchawki jabra też są super. Teraz jak nie biegam, to chodzę sobie w nich po domu.


5. Bieg górski pod Radziejową (24 km)
Mój pierwszy taki prawdziwy, dłuższy bieg górski. Było szybko, deszczowo, magicznie i radośnie. Piąte miejsce w zestawieniu za kształt, wagę i wielkość medalu. Choć - jak dla mnie - ciut na nim za dużo wygrawerowanych napisów. Życzę sobie jednak jak najwięcej takich górskich blaszek w kolekcji.


4. Bieg 2,4 Dolin (35 km)
Ten bieg wspominać będę jako miejsce, w którym po raz pierwszy tak na serio zamarzyłam o górskich biegach ultra. (Hehe "pomarzyć na serio" - takie rzeczy tylko Bo). Start po ciemku, deszcz na Jaworzynie, parujące góry nad ranem i ogromna satysfakcja na mecie oraz chęć więcej. Nie wiem czy za rok, czy za siedem, ale na pewno będzie więcej ;) A medal, mimo, iż uniwersalny - dla wszystkich biegów w ramach Festiwalu Biegowego w Krynicy ten sam - to bardzo go lubię. Duży, kolorowy, ciężki, na szerokiej wstążce. I z dziurką, przez którą do zdjęcia spoglądać można ;)


No i teraz jest problem z pierwszą trójką. Bo albo medale cudne, albo biegi niezwykłe. Niech będzie więc jednak tak.

3. Półmaraton Warszawski
Prawie wszystko co z tym biegiem związane - było dla mnie biegowym rozdziewiczeniem. Pierwszy półmaraton, pierwsza taka wielka impreza masowa, pierwsze zające i punkty odżywcze na trasie, pierwsi kibice oraz ta sławna euforia biegacza po wszystkim. I folia na mecie, zawsze chciałam taką folię dostać. Poza tym ja naprawdę pobiegłam tam bosko. Jak dynamit leciałam 30 cm ponad chodnikami, lub wyżej nawet. I tak szczerze, to ten medal jest chyba najfajniejszy ze wszystkich. Jest przeogromny, ciężki, z kolorową wstążką z napisem. Trochę dziwią wprawdzie uwiecznieni nań biuściaści okularnicy, ale i tak jest piękny.


2. Cracovia Marathon
Maratoński debiut. Spełnienie marzeń oraz udowodnienie sobie, że jednak jestem ktoś. Debiutu się nie zapomina. Zwłaszcza, gdy bieg w ukochanym Krakowie, a plan zrealizowany z 8 minutami zapasu. W konspiracji dodam. Sam medal równie urodziwy - duży, ciężki i taki klasyczny, z laurowym wieńcem. A na nim - nie wiem skąd - plamka jakaś. To na pewno wyschnięta łza szczęścia. Przebiegłaś Bo maraton - teraz możesz wszystko. Ta głupia i banalna myśl naprawdę potem w kilku nieciekawych momentach pozwalała mi nabrać dystansu i kazała nie przejmować się idiotami.


1. Maraton Warszawski
Zwycięzca. Zupełnie jak ja 30 września. Same pozytywne emocje i wspomnienia mam z tego maratonu. Mojego drugiego maratonu. A bałam się przeogromnie. Stuprocentowa realizacja planu, życiówka, finisz ładny i piękna (zwycięska) walka ze sobą na trasie. Zostałam Bohaterką pełną gębą, bez żadnej ściemy i marszu. I jaka ja szczęśliwa byłam po wszystkim! I jak mi wszyscy potem gratulowali! I ta fotka z mety jaka radosna! Medal przecudny, duży, kolorowy o ciekawej, niebanalnej kompozycji z motywem nawiązującym do szarfy na mecie oraz Kosza Narodowego. No i dziurkę ma, a nawet dwie ;) I podpisali mię. I za to wszystko zdecydowanie Number One.


Przebiegłam dwa maratony, mogę wszystko. Czasami wciąż tak myślę. I co najgorsze - wierzę ;)

18 komentarzy:

  1. Bardzo fajny pomysł na post. No i bardzo fajne medale:)) Tak sobie myślę, że im trudniej wywalczony medal tym jest ładniejszy :) Bo wiemy ile nas kosztował i jak się z niego cieszyliśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! I mam nadzieję, że niebawem pooglądam też medale innych ;)

      Usuń
    2. A wiesz, że to całkiem ciekawy pomysł ;) Mało ostatnio biegam to może o medalach napiszę :)

      Usuń
  2. mój najfajniejszy z Run of Spirit z Poznania :)
    Twój faktycznie też bym wybrał Maraton Warszawski

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Piszmy o naszych medalach i spróbujmy w to wciągnąć więcej blogerów. Ja już tworzę swoje TOP10 :)

      Usuń
  4. Bardzo oryginalny i pozytywny post, i spojrzenie na biegania z jeszcze innej strony;) gratulacje pomysłu i tych wszystkich sukcesów!
    powodzenia w kolejnym roczku!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo oryginalny i pozytywny post, i spojrzenie na biegania z jeszcze innej strony;) gratulacje pomysłu i tych wszystkich sukcesów!
    powodzenia w kolejnym roczku!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie też się podoba pomysł i zrobię takie zestawienie i ja.
    Ano czasem lichuteńki medal z plastiku ma znaczenie, jeśli ciężko się na niego pracowało. Fajne zestawienie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś jest w tych medalach... też tak mam, że nie jest to tylko kawałek metalu, ale kawałek życia. 5letni syn zna już historię moich medali i jest - 'z tego tata najbardziej się cieszy, ten było najciężej zdobyć..'

    Powodzenia w nowym sezonie! (bardzo możliwe, ze na którymś z biegów się spotkamy ;) )

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ładna kolekcja ale pomyśl może o Tarnowie. Dość ciekawy dają tam medal.
    Pozdrawiam Marek

    OdpowiedzUsuń
  9. dziś poszedłem Twoim śladem;)pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  10. no i znowu mam ochotę zanucić "jesteś szalona..." :D. Piękne te Twoje medale. A jeden konkretny to mnie zainspirował. Do konkretnego czegoś. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że Żubra byś się napiła? ;) Ach ta dzisiejsza młodzież...

      Usuń
    2. oj, napiłabym się... :D

      Usuń
  11. wywlekłam swoje na dywan i na razie się na nie paczę. Już ze czwarty dzień ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Odgapię niedługo pomysł na post jeśli pozwolisz. Zapraszam również do siebie: http://dajcie-mi-wygrac.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń