7.06.2012

Odkrywanie

To bieganie to jest jednak fajne. Pomijając wszystkie plusy wynikające z tego, że człowiek się rusza to dla mnie fascynujące jest również odkrywanie. Wydawało się to takie zwykłe - ot wkładasz buty i tylko nieco szybciej przebierasz kopytkami niż podczas chodzenia. A tu tyle się dzieje! Jak to ładnie powiedziała znajoma - wkładasz palec do kałuży, a ona taaaka głęboka!

Czy wcześniej (serio tak mam - życie "przed" bieganiem i teraz) przypuszczałam, że w każdy weekend odbywa się tyle biegów? Że są biegi ultra i że ludzie faktycznie biegają ponad 100 kaemów po górkach lub pustyni? 24-godzinne bieganie po pętlach (fenomenu tego biegu akurat nie ogarniam). Bieganie w stylu anglosaskim lub alpejskim? Sztafety i bieganie po błocie z podkową na szyi. Albo moje ostatnie odkrycie (nie że osobiście, ale przeczytałam) - bieganie po schodach. Czasami czuję, jakbym do tej pory mieszkała gdzieś na księżycu, że tego wszystkiego nie wiedziałam, ba - nawet świadomości nie miałam. A cały ten biegowo-sprzedażowy biznes? Ciuchy, buty, pulsometry, nerki, rękawki. Bieganie na bosaka i minimalistyczne. Oraz różnorodne formy i środki treningowe, których odkrywanie wciąż przede mną. Plus dieta i suplementy dla biegaczy. Niczego nie wiedziałam.

Odkryciem i zaskoczeniem była też dla mnie skala tego całego biegania. Jego masowość. Dawniej widząc biegacza lub dwóch wydawało mi się, że są to jednostki. Wybitne dodam, bo zawsze ich podziwiałam i zazdrościłam. Ale to nie są pojedyncze przypadki - bo są ich (ha! są nas) przecież tysiące! I kolejne zaskoczenie, że bieganie to wcale nie jest takie ajwaj. Że biega tylu znajomych, i tak naprawdę każdy może przebiec maraton.

Cały czas odkrywam też siebie. Na ile jestem twarda? A na ile nie? Gdzie są jakieś granice? Jak rozumieć swój organizm i kiedy powiedzieć dość. I ta rozkoszna radość oraz satysfakcja, gdy wszystko pójdzie zgodnie z planem. Albo i lepiej - to lubię najbardziej.

Wsadził człowiek palec w tę kałużę, a to jezioro jest. A może i morze nawet lub ocean jakiś. I pomyśleć, że w takiej nieświadomości żyłam. A niby oczytana, intelygętna i z wykształceniem wyższym.

W najbliższą niedzielę mój drugi, po starcie w Warszawie, półmaraton - VIII Jurajski Półmaraton. Nie jadę się ścigać (hihi ścigać w zestawieniu ze mną to taki oksymoron) ani po życiówkę (troszkę, ja głupia, wyśrubowałam ją w stolicy). Nie trenowałam pod ten pólmaraton i ciepło ma być za czym nie przepadam. Wszyscy jednak bardzo rekomendują i polecają ten bieg oraz zachwalają świetną atmosferę, więc startuję. Poza tym autko wygrać można. :) A że w życiu niczego nie wygrałam i nie wylosowałam - zawsze musi być ten pierwszy raz. Czyli - bez auta nie wracam ;)

4 komentarze:

  1. dla mnie odkryciem było, że mogę wstać o 6 rano by pobiegać oraz... że nie tylko ja o takiej porze biegam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano, ocean. Albo raczej jakieś ruchome piaski, bo jak już się włoży ten palec to wciąga coraz głębiej :) I chyba wcale nam to nie przeszkadza ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia w Rudawie! Jest tam bardzo fajnie i powinno Ci się spodobać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam kciuki:) to dość wymagający półmaraton ale satysfakcja z ukończenia tym większa!

    OdpowiedzUsuń