26.12.2014

#Cozarok k.

Złamana żuchwa, wybite zęby, naderwane ścięgno w barku, stłuczone lewe udo i prawy łokieć. Zszednięty (a jednak!) paznokć. 2 blizny na twarzy, spox, ponoć prawie już nie widać, kilkadziesiąt siniaków na nogach, w międzyczasie drobne ITBS i bolące kolano.

Mega życiówka w maratonie. Równie dobry wynik w połówce i miano pierwszej najszybszej we wsi na tym dystansie. Fantastyczna i niezapomniana przygoda tri w Karkonoszach. Fascynujące góry i debiut w ultra. BOtyl. Ciut bliżej (acz wciąż chyba jeszcze daleko) do sportowej mądrości. #NBRteam. I wreszcie świadomość, że nic nie muszę. A mogę zajebiście dużo. Hopsa!

Hmm. I wciąż nie wiem, który wstęp lepszy... Jak sądzicie? Zostawię obydwa, do czytania wg gustu i w kolejności dowolnej. A więc trzeci biegowy i drugi triathlonowy sezon sportowy za mną. W zasadzie to skończył się on już chwilę temu, ale że opisać nie było kiedy, poza tym podsumowań czas dookoła wszędzie nastał, warto więc i tutaj zrobić drobny rachunek sumienia. 

Tak dynamicznego roku dawno nie miałam. Takich sportowych zwrotów akcji, radości i smutków. Takich przemyśleń różnorakich. Wzlotów i (sic!) upadków. I mimo iż, większość postów sygnować mogłabym tagiem #cozarokkurwa, tak mimo wszystko nie żałuję niczego. NI-CZE-GO. A że łajza roku? Że nie spełniłam marzenia o pełnym dystansie IM i pewnie już nie spełnię, bo nieco przedefiniowały mi się te marzenia? Że blizny na twarzy. Przecież już je całkiem lubię. Że zmiany? Są konieczne. I jak się okazuje, zawsze, nawet te z pozoru fatalne i tragiczne zmiany, zawsze niosą ze sobą coś dobrego... Kurde no! Też w to nie wierzyłam. A jednak!

A w 2014 roku to było przede wszystkim o tak:

Barcelona i maraton w 3:26. Nie mam żadnego zdjęcia z biegu (#szybszaniżmigawka), ale myślę, że to poniżej (z barcelońskiego targu), idealnie oddaje słodycz mojego zwycięstwa. W barcelońskim maratonie wszystko wyszło. I chyba raczej na pewno ta życiówka pozostanie już ze mną na zawsze...

Mniam. Fot. Janusz
Tatry, Bieg Marduły i zakwasy na policzkach i brzuchu od śmichów chichów w towarzystwie Krasego, Wybieganego z Justyną, Jędrka, Kwito i innych z ekipy. Oj, to był piękny bieg i świetny wypad! Piękny!

Fot. Jacek Bogucki

Triathlon Karkonoski. Wielki Wyścig 2014. Przygoda roku, a może i życia. Odkrywanie w sobie nieznanych pokładów siły. Walka, ból, emocje i łzy. Oraz przyjaźń. Zajebiście, że dzięki sportowi poznałam tylu fantastycznych ludzi. I że oni poznali mnie :) Dziękuję. 
Moje zdjęcie roku. Fot. Marcin Oliva Soto
Ryczałam jak bóbr, gdy na mojej ściane na FB co kilka minut pojawiały się nowe, pojechane w kosmos wyrazy wsparcia. Po tym jak nastąpiło JEBUT nr 2 i wylądowałam w szpitalu. Że #wszyscyzaBo. Gówno prawda, że internet to złudne i sztuczne relacje. Nawet teraz się wzruszam gdy paczam. Paczam się i wzruszam. 


UltraMaraton Bieszczadzki, cudowna złota polska jesień, po raz pierwszy w życiu przebiegnięte 53 km. Oraz szóste miejsce, które wywalczyłam dosłownie na ostatnich metrach. Umordowana, padnięta i na nowo uświadomiona, że chyba trudno będzie mi żyć bez ścigania... Ehh, no to trudno :) A w tle Błażej
Fot. Fundacja Aktywne Trzemeszno
A potem wszystko potoczyło się już szybko. "Powołanie" do kadry tfu do #NBRTeamu, ciuszki od #NewLine (zakochałam się, niebawem napiszę coś więcej) i Bo w roli szafiarki. Oraz decyzja, że podejmujemy #WyzwanieNBR i wspólnie z Krasusem próbujemy sił w Rzeźniku 2015. #Omamo.

Fot. Bela Belowski
Ale zawsze gdzieś tam w tle góry. Góry. Góry. Góry.

Fot. Kris Photography Studio :) 

I góry. Góry. Góry. Wygłupy. Góry. Góry.

Fot. Studio co powyżej :) 
Jak to mówią, doświadczenie zwiększa stan naszej mądrości, ale nie zmniejsza (stety? niestety?) poziomu głupoty. Czy jakoś tak :)

Mam więc nadzieję, że przyszły rok będzie nie tyle dramatyczny co mijający, ale równie ekscytujący i głupi. A wyzwania, które już teraz stawiam sobie na rok 2015 to o takie są o:
BO że się nie wypierdzielę, to tego nie potrafię obiecać. A może nawet nie chcę :) 

8 komentarzy:

  1. Całkiem fajny rok :-) Następny będzie jeszcze fajniejszy :-D
    A co do ćwiczeń intro, to chyba warto byłoby spróbować takich, które aktywują te same mięśnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. może z krzesła zacząć... Bo, jesteś taką inspiracją, a teraz to już oszalałam, bo do drążka mówię od wielu tyg, raz już umiem, a mam cel, by się podciągnąć 5 razy! Tobie będzie łatwiej, bo lepiej Ci pompki wchodzą, niż mnie, a tu i tu chodzi o mocną górę - ja mam mega słabą... Dużo daje też silny brzuch. Obserwuję od dziś tym pilniej, bo jestem ciekawa, jak pójdzie z tym drążkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A może to: http://youtu.be/feJyV9BakH4

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma intro do drążka. Ujmijmy to tak: wisisz tak długo dopóki się nie podciągniesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. intro jest takie że trzeba mieć długą taśmę gumową którą trzymasz rękami i "wchodzisz" w nią nogą. Taśma im bardziej napięta i mocna tym bardziej wspomaga podciągnięcie. Można więc sobie to regulować od najmocniejszego do najsłabszego wsparcia. Warto w ten sposób się podciągać nawet jak już pokonasz barierę jednego podciągnięcia saute Bo daje dodatkowego kopa motywacyjnego - w końcu lepiej mieć wynik 5,6,7 itd. taśm niż ciągle siadać na kibel z wysiłku po pierwszym swobodnym podciągu. Trzymam kciuki za progres. Nie radzę tylko robić tego nad zaparkowanym samochodem - czasem taśma może nie wytrzymać;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do podciągania, to polecam ten artykuł:
    http://workout-polska.pl/Article-51-Kalistenika-Trening-w-domu-Pocztkujcy
    Są tam fajne przykłady ćwiczeń dla początkujących, oraz kilka przykładowych sposobów znajdziesz tutaj:http://workout-polska.pl/Article-13-Jak-prawidowo-podciga-si-na-drku-Cz-2


    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Życzę powodzenia w nadchodzącym roku i czekam z niecierpliwością na waszą wspólną relację z Rzeźnika! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo! Mojego Michała wylosowali na Rzeźnika, to znaczy, że uściskam i osobiście podziękuję za motywację!

    OdpowiedzUsuń