2.09.2012

W międzyczasie - Nocny Bieg Solidarności

Jeśli u siebie, 2 przecznice od domu, jedyny raz w roku, w sobotni wieczór organizowany jest bieg to - nie ma wyjścia - cza startować. To nic, że jestem w okresie dość trudnych i ciężkich (jak dla mnie) treningów przedmaratońskich, że nabijam kilometry oraz zaliczam drugie zakresy i raczej nie ćwiczę szybkości. To nic, że wciąż boli mnie lewe biodro-pośladek (co to k. może być?), które trochę utrudnia całą sprawę. To nic, że następnego dnia przebiec mam 30 km (odhaczone), a za tydzień w biegu górskim czeka mnie 33-kilometrowa walka z Jaworzyną Krynicką. To nic. Nawet na zaliczenie - muszę wystartować. Zwłaszcza, że bieg promuje ideę transplantacji oraz generalnie pomagania i dawania siebie innym (Oświadczenie woli w portfelu jest? No! A zgłoszenie do banku dawców szpiku złożone? To dawać je w trimiga! Ale już!)

I jakem rzekła, tak się stało. W sobotę o godz. 20.00 wystartowałam w XXIII Nocnym Biegu Solidarności na dystansie 6 km. Razem z ok. 350 innymi biegaczami, wśród których byli również nasi regionalni olimpijczycy, goście zza wschodniej granicy oraz (serio!) prawdziwi Kenijczycy i Kenijki!

I oczywiście jak wystartowałam? I tu cała klasa odpowiada głośno: zaa szyybko! Durna Bo. Nie nauczy się. A przecież wie, że nie można dać się ponieść euforii, wie że to pułapka i że zaraz spuchnie. Wie, że to najgłupszy błąd początkujących biegaczy i że teraz - po roku biegania - po prostu nie można pozwalać sobie na takie wpadki! Ale nie, ona nadal swoje i zaraz po strzale startera - lufa do przodu! Pierwszy kilometr w tempie 4:07, słabo co?

Znajdź Bo na obrazku.
Mój bieg wyglądał mniej więcej tak:
1 km: Bo(b)że jak ja kocham to bieganie! I jaka szybka jestę, patrzcie!
2 km: No fajne to bieganie, ale chyba ciut za szybko wystartowałam. Bo! W takim razie już bez szaleństw, oddychaj i staraj się choć utrzymać to tempo.
3 km: Utrzymać to tempo? Czy kogoś tu pogięło? Ja pierdolę. Mam dość. A w ogóle to daleko jeszcze?
4 km: Jest źle. Niedobrze mi. Albo raczej głodna jestem. Nie, jednak mi niedobrze. Czy głodna? Zaraz naprawdę zwymiotuję.
5 km: No dobra, niech to się już skończy. Gupia Bo. Jak można było dać się tak nabrać? Nie masz siły? To teraz masz nauczkę. <Rezygnacja>
META: i jeszcze plastikowy medal ;(

No i taki to był bieg. Okazało się, że nawet na takim krótkim dystansie jak 6 km trzeba rozłożyć siły. Ameryka normalnie. Ale dobrze mi tak. Zawsze kolejne biegowe doświadczenie więcej.

Coś jak w tej reklamie (grało się kiedyś w kosza, nie?). Nie trafił 9 tys. rzutów... by potem odnieść sukces.
I choć w sumie mój wynik nie był taki zły: 6 km w 26:46 (średnie tempo 4:33, szybciej do tej pory biegałam jedynie kilometrówki), tak właśnie postrzegam ten start. Jako przegrany mecz. Który jednak przybliża mnie, kiedyś tam gdzieś w odległej galaktyce, do upragnionego finału.

Skoro nie potrafię szybko (i mądrze) biegać, to chociaż się powydurniam. 
A z radośniejszych rzeczy, to fajnie się startuje u siebie. Gdzie na trasie widać tylu znajomych biegaczy i kibice nie są anonimowi, a co każde okrążenie (były 4 pętelki) słyszysz "Daawaaj Łosiu!!!" ;) Gdy w biegowe ciuszki można wbić się w domu, a rozgrzewkę robić pod własnymi oknami. Fajnie też, że coś zaczyna ożywać ta nasza ukraińska, biegowa pustynia. Frekwencja w Biegu Solidarności była rekordowa, a w październiku (uwaga!) będzie nawet półmaraton, na który niniejszym serdecznie zapraszam! (Że tak powiem, kto nie wystartuje ten trąba).

I jeszcze jedno. Czy mówiłam już, że kiedyś ja też pobiegnę na Mont Blanc? No więc pobiegnę.

13 komentarzy:

  1. Też tam byłam, Tomka (tete) spotkałam, bo dał mi wsjkazówki, ale nie wiedziałam jak Ciebie wypatrywać. Skąd wiesz jaki miałaś czas? Są już gdzieś wyniki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wypatruje po wzroście ;) Wszystko co ponad głowy innych (zwłaszcza kobiałek) to mogę - i to powinnam - być ja;) Szkoda, że się nie spotkałyśmy, ale będzie szansa w Krynicy, gdzie będę Wam głośno i gorąco kibicować. A swój czas znam z Garmina, a z tego co wiem to były spore problemy z pomiarem, więc pewnie minie jakiś czas, zanim wyniki zostaną opublikowane na stronie.

      Usuń
    2. Coś się boję o ten pomiar. Za każdym razem przy przekraczaniu mety pipczało. Mojemu mężowi nie zapipczało na 3 okrążeniu, a ja nie słyszałam u mnie nic na czwartym. Czarno to widzę. Ja zegarek miałam, ale zapomniałam go zastopować na mecie :( Będę Cię wypatrywać w Krynicy :)

      Usuń
  2. doping DAWAJ ŁOSIU! rulez :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię :) Że chyba normalnie zmienię nazwę bloga na "Dawaj Łosiu" ;)

      Usuń
  3. W nocnym jeszcze nie brałam udziału. Fajnie się zapowiada, no i na pewno u siebie, to całkiem inne odczucie. Wynik super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atmosfera nocą podczas biegu jest nie-za-po-mnia-na! Tylko w ciągu dnia trzeba się ogarnąć jakoś np. z jedzeniem, odpoczynkiem i takimi tam...

      Usuń
  4. biegi u siebie są obowiązkowe - w końcu ma się w sercach ten patriotyzm lokalny - fajnie że masz nocne biegi, ja tylko półmaraton u siebie, ale też fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To lewe biodro-pośladek to Cię od tego światełka boli. Zgaś i będzie po problemie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Czyli promieniowanie jakieś? Że też nie wpadłam, zgaszam więc i po sprawie.

      Usuń
  6. Ja pobiegnę dookoła Mąt Blank. A Ty na? Specjalny bieg dla Bo?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ożeszty! To tam się nie wbiega na sam szczyt? ;))) No to ja już nie wiem czy chcę...

      Usuń
  7. Wielkie brawa i gratki Bo! Tak jak Beata, żałuję że nie trafiliśmy na siebie;( Ale co się odwlecze to nie uciecze he,he... Nocne biegi mają swoją magię to prawda:)pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń