Cały internet o ostatnich dniach przed maratonem wyczytany. Że nie ma co teraz kombinować z treningiem, bo nic się już nie poprawi tylko popsuć można. Że odpoczynek, dużo snu, że węglowodany i generalnie sporo jedzenia, no i oczywiście nawadnianie.
Stosuję się skrupulatnie, zwłaszcza do tego jedzenia. I spania :)
Ale denerwuję się i pytań mam tysiące. Czy dam radę, jak pobiec, jak poradzę sobie z kryzysami, czy kolana (zwłaszcza lewe, kurcze odzywa się coraz częściej) wytrzymają? Cieszę się ogromnie, bo przecież spełnić mogę jedno z moich ostatnich największych marzeń - przebiec maraton! Z drugiej strony - korci mnie jednak, by spróbować pobiec na jakiś fajny wynik. Bo ponoć mogę i ponoć jestem w stanie. Dziwne, nie pamiętam kiedy (a może nawet nigdy?) nie byłam tak niepewna swoich (nie)możliwości...
Wiem, że sukcesem będzie samo przebiegnięcie maratonu, nawet z 5 z przodu. Ale... No właśnie. ALE...
No dobra, napiszę to - marzę jednak o złamaniu 4h i to jak największym złamaniu. I będę wrrrr wściekła, jeśli mi się to nie uda!
Będzie "trójka" z przodu :-)
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Jeszcze nigdy tak bardzo nie chciałam dostać "trójki" ;) DZIĘKI!
OdpowiedzUsuńBędę trzymał kciuki!
OdpowiedzUsuń3:43:01 - będzie! Zobaczysz!
Oj, taki rezultat to jeszcze nie teraz ;( Nawet nie będę próbowała biec na taki wynik, spuchnę w połowie i tyle będzie z mojego debiutu... Ale jak już poznam o co w tym maratonie kaman - to w swym drugim starcie... czemu nie? ;)
OdpowiedzUsuńTeraz czy nie teraz, będzie dobrze! Tylko już nie biegaj za dużo :-)
OdpowiedzUsuńTrzymam w kciuki, do zobaczenia w niedzielę na kresce. Wojtek S.
OdpowiedzUsuńHa! Czyli miałam nosa co do sroki fruwającej wysoko ;) Dozoba!
OdpowiedzUsuńGratuluję! Super wynik!
OdpowiedzUsuńTylko o 10 minut się pomyliłem ;-)