Naprawdę nie wiem co będzie przed maratonem skoro przed połówką zaczynam być aż tak nieznośna... Zostało 5 dni, a ja czuję nerwy jak przed I komunią świętą ;)
No dobra, napiszę to. Mój cel będzie wówczas jeszcze bardziej namacalny i konkretny. I może również osiągalny? Chciałabym pobiec w okolicach lub nawet poniżej 1:50 min. Ponoć jest to w moim zasięgu. A że ambicja to moje drugie imię - spróbuję więc. A jeśli się nie uda to i tak będzie życiówka!
Wiem, że muszę dokładnie wszystko zaplanować:
- trening w tym tygodniu będzie luźny - jak ja to wytrzymam? (wt - SB, czw - OWB + przebieżki, sob - rozruch na BBL i ani treningu więcej! zrozumiano?)
- biec z pasem i bidonem czy bez? (zjeżdża mi on kurcze z bioder na talię co jest lekko wkurzające, podobnie jak słuchanie chlupotania) i czy batona jakiegoś brać?
- no i przede wszystkim jak zaplanować bieg i tempo? doświadczeni biegacze radzą, by zacząć wolniej (oj, to będzie wyzwanie...), a po kilku kaemach przyśpieszyć i trzymać tempo oszczędzając siły na ostatnie odcinki. Myślę, że zacznę nawet 5:20 i potem przyspieszę jakbógda do ok. 5:05. Jakbógda. A może jednak biec za zającem?
Wciąż nie wiadomo jaka pogoda będzie. No i tu zaczyna się rzecz najważniejsza: co na siebie włożyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz