6.05.2014

Wszystkie odcienie siniaka

Spisać czy nie spisywać tego sezonu na straty. Trzymając lewą nogą w górze i przykładając zimne okłady do łopatki (również lewej) dumałam tak sobie w zeszłym tygodniu. Albo w kolejce do lekarza czekając też tak rozmyślałam. Wkurzać się czy nie wkurzać. I ewentualnie na kogo. Płakać czy nie. Rozpaczać czy zlać kurde całą sprawę i wziąć się za Jolki.  

Stanęło na tym co zwykle, czyli, że nie wiem. A ja - przypomnę - bardzo nie lubię nie wiedzieć lub choćby się nie domyślać. Choć jednak mam już pewne przypuszczenia...

Mogło być gorzej

Więc wydaje się, że faktycznie miałam więcej szczęścia niż rozumu. Jak sobie tak na chłodno analizuję (wiele razy) ten upadek, to po prostu mogłam się zabić. (Dziwne, akurat wtedy nie próbowałam... :)) A tak to się tylko potłukłam i przestraszyłam. Ból nogi powoli ustępuje i w zasadzie już nie kuśtykam (nawet nie wiecie jakie to fajne uczucie!). Biegałam już nawet człapiąc, a na szosie też kilka kilometrów wykręciłam. Oczywiście nie biegałam szybko, każda próba podkręcenia tempa kończy się dość mocnym bólem kolana i czworogłowego, więc nie zamierzam raczej w najbliższym czasie biegać żadnych interwałów oraz sprawdzać jaki mam na starość HRmax. I oczywiście na rowerze też nie na 100%, zwłaszcza na początku. Ale powoli się rozjeżdżam. Choć stawanie na pedałach oraz wypinanie zeń lewej nogi wciąż jest jeszcze wyzwaniem. A właśnie, a propos (nie)wypinania, to jakby mi było mało ostatnio upadków rowerowych, to się jeszcze wczoraj wypierdzieliłam na szosie. Tylko nie leć Bo na lewą stronę,  tylko nie na lewą! (Ma się już ten instynkt, co?) Poleciałam więc na prawą, ale i tak obiłam dość mocno lewą piszczel i mam tam gulę wielkości dorodnego kiwi. Oraz - a jakże - nowego siniaka, do pary również na prawej kończynie.
Tak kolorowych nóg dawno (o ile w ogóle kiedyś) nie miałam. W zestawieniu z fragmentaryczną już kolarską opalenizną oraz śladami po strupkach moje kończyny wyglądają niczym impresjonistyczne dzieła sztuki. Szkoda tylko, że nie na sprzedaż, zarobiłabym...

Lub lepiej

No niestety nie pływam. Chyba, że na grzbiecie z jedną machając ręką lub normalnie, ale z deską. Ewentualnie jeszcze ręce do żaby i nogi do kraula. Pieskiem - informuję - nie próbowałam. I szlag mnie trafia, że nie pływam. Miałam teraz ćwiczyć szybkość, chodzić na mastersów, poprawiać technikę, a tymczasem czuję, jak z godziny na godzinę zapominam jak się pływa. I że z każdym dniem umiem mniej. Naprawdę tak czuję! Za tydzień to już się pewnie utopię w wannie. Gulgul.

Poza tym

A czy wiecie, że mam obecnie Hematokryt = 34? Jakbym brała EPO to dopiero bym zapierdzielała, nie? :)

I weź tu człowieku niesportowym i nierowerowym znajomym wytłumacz ciąg przyczynowo-skutkowy tego mojego dzwonu. "Ale jak to Bo, wjechałaś na rowerze w drzewo???" Gdybym się wywróciła, wpadła pod samochód lub sama jakiegoś pieszego potrąciła, to jeszcze. Ale w drzewo? Na rowerze? Więc opowiadam (wypieki na twarzy i błysk w oku). Wiesz, że las, że z górki, że bez hamulców, że ścieżka wąska (szeroka była wprawdzie, ale ubarwiam, no co?), że fu fu fu, jak bosko, no i że wjechałam. Aha, odpowiadają, rozumiem. Aha.

I tylko nie wiem, czy faktycznie nie rozumieją, czy to tylko lekarz kazał im wszystkim przytakiwać?
Aha.

12 komentarzy:

  1. Mój komentarz będzie pierwszy... chyba :) Ale wolałbym go nie pisać, wolałbym nie czytać tego wpisu, wolałbym abyś była zdrowa Bo!!! Wracaj do zdrowia, Tri-zawody są bez Ciebie nudniejsze ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Adamus :) Nie wiem wprawdzie jaką ja tam rozrywkę do zawodów wnoszę, ale zamierzam nadal to robić. Na Piaseczno będę gotowa! Howgh!

      Usuń
    2. No to całe szczęście! Rozumiem, że chciałaś dać mi fory, ale z tym upadkiem to jednak przesadziłaś... Niemniej jednak do zobaczenia w Piasecznie :)

      Usuń
  2. Z tym pływaniem nie pierdziel. Takich rzeczy się nei zapomina, a już na pewno nie przez tydzień czy dwa! Już ja Cię znam, jojczysz tu teraz, a wszystko po to, żeby uśpić moją czujność! O nie moja Droga, nie dam się!! Z basenu wylazłem dziś z drżącymi rękoma i ramionami, cisnę!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, no i rozszyfrował mnie. Ale ja Kras, naprawdę źle się czuję, obolała jestem, nic nie trenuję i lipa będzie ze mnie na Karkonoszmanie. Naprawdę! :)

      Usuń
  3. Już nie jojcz, nie jojcz. Widziałem CIe na szosie i wcale na inwalidkę nie wyglądałas :) Tylko tę krew popraw!
    N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawię, poprawię! DZIĘKI!

      Usuń
    2. Hematokryt 34, gdy dla kobiet norma zaczyna się od 37-38, to raczej troche malo... :(

      Usuń
  4. Na Jolki przyjdzie czas na emeryturze, na razie zdrowiej i szykuj ciężką artylerię na Kra. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. A "Bez Ograniczeń" Chrissy W. czytała? Ostatni rozdział "Jak feniks z popiołów" lektura obowiązkowa na dziś :) Dasz radę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie warto się poddawać, gdyż po jakimś czasie zacznie nam tego brakować a potem ciężko jest już wrócić do takiej formy. Pozdrawiam i życzę zdrowia!

    OdpowiedzUsuń