28.10.2013

Ultramaraton Podkarpacki - tak rodzi się legenda

Jest dookoła mojego miasta taki jeden żółty szlak turystyczny, który ma ok. 120 km. Zapomniany i miejscami pogubiony co nieco, ale wiodący całkiem fajnymi ścieżkami. 
Są na mojej pięknej Ukrainie wsie różne, lasy zielone, pola, pagórki i chaszcze. I bywa tu czasem naprawdę przecudnie.
Są też w moim mieście ludzie, którzy kochają bieganie i którym w pewnym momencie samo startowanie w biegach ultra przestało już wystarczać. Oraz i tacy, którzy chcieliby, ale boją się zostać ultramaratończykami.
Czy już wiadomo jaki będzie ciąg dalszy? Otóż z połączenia tych wszystkich rzeczy powstać może tylko jedno: Ultramaraton Podkarpacki, który w kalendarzu imprez biegowych zadebiutuje - jak wszystko pójdzie ok - w maju 2014 r. 

A wszystko zaczęło się tak

W maju 2013 r. Wojtek S. (w tym roku wygrał m. in. Transjurę, gdzie 190 km przebiegł w niespełna 32 godziny) rzucił propozycję, kto się z nim przebiegnie dookoła Rzeszowa żółtym szlakiem. Taka tam wycieczka biegowa w zróżnicowanym terenie nazwana przez niego TransResovią, ok 120 km, jako trening przed Rzeźnikiem, że ponoć fajnie, a start z Rynku o wschodzie słońca tj. 4:42.

Wesoło było na tym rynku pamiętam, gdy my w rajtuzach, odblaskach i z bidonami, a bawiąca się "nocna" młodzież, nie zawsze już w pionie, za to z oczami jak młyńskie koła na nasz widok, objadająca się kebabem, upaciana sosem łagodno-ostrym i wylatującą z tej bułki kapustą czerwoną lub białą oraz piwem w dłoni, tudzież trzema oraz papierosem. A my w adidasach, w sumie 16 osób, z czego na całą pętelkę, oprócz Wojtka zdecydował się jeszcze tylko jeden śmiałek - Robert (też zalicza pudła w biegach ultra). Reszta planowała przebiec trasę odcinkami od 20 do 60 czy 80 kilometrów, z tego co pamiętam. Ja wówczas wybrałam wariant najkrótszy, ale i tak było fajnie.

I wtedy, podczas naszego wspólnego biegu, po raz pierwszy usłyszałam od Wojtka, że "zrobimy to, będzie prawdziwy bieg ultra na trasie TransResovii, zobaczycie". Aha, i chłopcy wtedy 117 km, w bardzo niekorzystnych warunkach i upalnej temperaturze, przebiegli w 15 godzin i 44 minuty. Taka tam wycieczka biegowa, treningowo przed Rzeźnikiem. Borze, z kim ja się zadaję...

Tak było na TransResovii 2013
I tak
Mówiłam, że zielone lasy?
I nagle teraz czytam, patrzę, słucham, że to nie było wcale żadne czcze gadanie! Że naprawdę będzie prawdziwy bieg ultra w naszym regionie, że chłopcy cały czas obiegiwują trasę, sprawdzają, kombinują i organizują. Chodzą po urzędach, biurach, gminach, słowem - praca wre!

Jak mawia Wojtek - "trasa budowana jest w oparciu o następujące zasady:
  • Bezpieczeństwo - jak najmniej asfaltu, dróg o dużym natężeniu ruchu, skrzyżowań.
  • Nawigacja dla zawodnika - cała trasa będzie wytaśmowana w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości. Ma to być bieg liniowy, nie macie się domyślać, co poeta miał na myśli, tworząc trasę. Wzorem będą dla nas Bieg 7 Dolin i Bieg 7 Szczytów.
  • Krajobrazy - może wydać się to śmieszne, ale staramy się, aby ukryć, że biegniemy wokół dużego, wojewódzkiego miasta, do którego doprowadzają liczne drogi. Szperamy, kombinujemy, abyście widzieli pagórki, lasy, ścieżki, pola i inne ładne widoki. Sami jesteśmy zaskoczeni, że można to tak zrobić, aby do minimum ograniczyć kontakt z cywilizacją. Oczywiście, jest to do końca niemożliwe, bo trzeba przeskoczyć" drogę, a niestety czasami biec kawałek drogą asfaltową. Jeśli tak będzie – wybaczcie, to oznacza, że się nie dało inaczej".
A Maciek (też otrzaskany w ultra) dodaje: "Warianty będą na pewno dwa, na dystansie ok 60-70 km (ok. 1300 m do góry) oraz 110-120 km (ok. 1500 m do góry). Widać więc, że w przypadku dłuższego wariantu druga połowa będzie płaska co może stanowić dodatkowe wyzwanie - jak mając 60 km w nogach przyspieszyć, aby w dobrym czasie dolecieć na metę". 

Czyli podsumowując. Ultramaraton Podkarpacki, trasa: 60 km i 120 km, termin: 31 maja 2014 r. Poszukiwani sponsorzy i cała reszta chętna do pomocy. Oraz oczywiście zawodnicy ;) Zapraszamy.

A wczoraj, również o wschodzie słońca odbył się rekonesans północnego odcinka UP (tego płaskiego) na trasie Dąbrowa - Głogów Młp. - Trzebownisko (ok. 42 km, ale ja krócej - 28 km - bo się obijam). Było nas biegaczy świrów 23 sztuki! A budzik nastawiony przynajmniej na godz. 4 rano... Biegliśmy na początku wsiami, a potem głównie przepięknym złoto-zielonym lasem, łącznie z przemierzeniem mostu dla zwierząt nad budowaną autostradą. Czułam się tam jak lis, a nawet jak sprytny lis :) (mryg mryg). 


Startujemy
Takie widoczki
Że ponoć już mnie prawie nie widać, a przecież widać :)
Biegniemy sobie
I tu też biegniemy 
Dla odmiany tutaj też biegniemy

I przepak przy borsuku :)
 




Aaa. Czy wspominałam już, że zaczęłam tak nieśmiało i po cichutku myśleć o przebiegnięciu tego 60-kilometrowego odcinka Ultramaratonu Podkarpackiego? Hmm. Chyba jeszcze nie wspominałam... Na szczęście tak bardzo szeptem o tym dumam, więc na pewno nikt tego nie słyszy... Sza.

24.10.2013

Panie Jerzy! Sprawdzam

"Biegiem przez życie" otworzyło mi oczy na bieganie. Było objawieniem i odkryciem niczym poznanie smaku czekolady czy zrozumienie zasad spalonego. Dzięki tej książce wkroczyłam w tajemny i nieznany mi dotychczas biegowy świat drugich zakresów, wytrzymałości tempowej, tętna, krosów i całej tej wiadomej lub dla innych niewiadomej reszty. Owube, gimnastyka siłowa, technika biegu, suplementacja. Jakie to wszystko było wtedy nowe! I jakie ciekawe! I poza tym "Biegiem przez życiem" było fajnym motywatorem, czytając do poduszki już się nie mogłam doczekać dnia następnego kiedy to będzie upragniony trening. Noo, i czyta się to świetnie, nie ma raczej przynudzania, za to oprócz ogromu sportowych i biegowych mądrości, wiele różnych ciekawostek, dygresji, żartów oraz historii wielkich ludzi. Kto zna, potwierdzi. Nieprawdaż?

A potem wszyscy zaczęli mówić, że "Skarżyński działa". Że "wystarczy" biegać wg planu, realizować założenia tempowe i kilometrażowe, nie zapominać o dodatkowych ćwiczeniach i rozciąganiu i powinno być zajebiście. Pytam kolegów, którzy przygotowywali się na 3:30. Sławek pobiegł 3:38, ale Andrzej już urwał dobrych kilka minut z zakładanego planu. Marcin machnął 3:23 i teraz myśli o 3:15. A w necie pełno opinii zadowolonych biegaczy, którym również się udało. Oczywiście są też głosy na "nie", co tylko wzmogło moją ciekawość i chęć przetestowania tej magii na sobie. Kto jak kto, ale ja założenia treningowe potrafię realizować, królikiem doświadczalnym jestem więc chyba idealnym. Nic tylko dać marchewkę, zaprogramować, obserwować, zbierać wyniki badań i ogłosić sukces w "Nature".

Aaa. Czy już wszyscy wiedzą, że wiosną (16.03) biegnę maraton w Barcelonie? No to biegnę, taki jest plan. I pod Barcelonę przygotowuję się właśnie wg planu Skarżyńskiego. Na jaki czas spytacie, odpowiem szalona, że na prędkość przelotową 4:59. Trochę na wyrost. Tak, nawet bardzo bardzo trochę i na wyrost, ale w sumie... Why not? Przecież jestem taka boska.

Tak między nami mówiąc i po cichu na dodatek, to trenuję już w zasadzie trzeci tydzień. A tygodni będzie razem 23. Obecnie orzę, a może oram (?) czyli jestem na początku etapu pt. Orka, którego celem jest: poprawa sprawności ogólnej, przyzwyczajenie organizmu do coraz dłuższych, ale łagodnych obciążeń, praca typu przyspieszenie-zwolnienie, podbieg-zbieg oraz (lajk) próby sięgania do granic możliwości fizycznych i psychicznych :) Na razie jest jednak dość spokojnie: wtorki 14 km, w środy dyszka, w czwartek znowu 14 km w pierwszym zakresie, w sobotę kros (na razie pasywny), a w niedzielę dłuższe wybieganie tj 20-25 km. Plus rozciąganie i gimnastyka siłowa, choć tę ostatnią ciut zaniedbuję, acz na siłowni bywam i nawet mi się podoba. O zgrozo. 

A po Orce będzie Siew, następnie BPS i już kochanieńki maraton. 

Tak więc Panie Trenerze! Sprawdzam tę Pana szkołę i myśl skarżyńską. Oczywiście nie obejdzie się bez pewnych modyfikacji oraz naciągania planu do moich triathlonowych zapędów i aktywności. Nie można przecież zapominać o codziennym (tak, to się dzieje, codziennym!) basenie, jak też zaniedbywać chłopaków: Kuby (szosą) i Leona (emtebo). No ale jakoś wszyscy musimy to przecież ogarnąć. Prawda, Panie Jerzy?

Przyznam, iż dziwi mnie co prawda w tym Pana planie brak długich wybiegań (takich powyżej 30 km), co do tej pory było standardem w moich maratońskich przygotowaniach i nie wiem czy dla spokoju ducha nie dokręcę czasem w niedzielę tych kilku kilometrów. Niepokoi także fakt, że WB2 zapierdalać mam w tempie 4:45, a na samą myśl o krosie aktywnym oraz BNP odnawiają mi się wszelkie kontuzje. Boję się też czy sprostam rygorowi gimnastyki siłowej i ćwiczeń oraz czy moje ciałko wytrzyma tygodniowy kilometraż sięgający nawet 80 km. I czy zdrowie dopisze.
Generalnie to jestem pełna obaw, no ale przecież to są nowe marzenia i wyzwania! Wyzwania, które nakręcają i marzenia bez których, jakże mdłe i wyblakłe byłoby to życie...

Poza tym Panie Jerzy. Jak już Pan kiedyś (mój pierwszy poważny start! <wzruszenie>) złożył mi odpowiednie życzenia, to chyba teraz najwyższy czas, by wspólnie zrobić wszystko, aby się spełniły. Nieprawdaż? 

14.10.2013

Choinką w twarz

Oto Leon, mój nowy rouwer. Poznajcie się i przywitajcie. Młodszy brat Kuby, miłośnik gór, zróżnicowanych tras w lesie, kamieni na ścieżkach, zakrętów, zjazdów i błota. Ooo, błoto to on szczególnie lubi, podobnie jak napierdalanie z górki, gdy wystawia na próbę mój tyłek, kask i ochraniacze. I jeszcze to poczucie wolności lubi oraz zmuszanie mnie balansowania pomiędzy mega frajdą i wielkim flow a czyhającym gdzieś tam strachem i pokusą sięgania po hamulce. I jeszcze tak lubi jeździć, abym skupiona na wyborze najfajniejszej (lub bywa, że najprostszej) traski pomiędzy kamieniami, kałużami i dołkami, co rusz dostawała choinką w twarz. A im szybciej jadę tym mocniej dostaję. A masz Bo, a masz! Choinką, gałązką, ostem. Ale tylko za co? A masz ! Taki ten Leoś. Psotnik...

Byliśmy już z Leonem na Turbaczu, gdzie spisał się idealnie, choć leniuchem jest strasznym pod górę i taszczyć go musiałam za kierę, i dalej planujemy wspólne wyprawy w międzyczasie ćwicząc co nieco na nieodległym pump tracku. Ale jazda w terenie najlepsza, a jesień w górach prześliczna, uwielbiam! Tak więc – czy tego chcecie czy nie - relacje z wypadów Bo na enduro, też się tutaj z pewnością pojawią.
(Tylko mi się tu nie odprzyjaźniać! No! "Run Bo" już dawno przecież zyskało szerszy kontekst).

Leon. Ja. Leon i ja. Ja.
BTW Nowy garnek na głowie! Hot or not?
Nie! Absolutnie nie znaczy to, że kończę z bieganiem i żegnam się z tri. Powariowali? Po prostu uwielbiam wyzwania, lubię nowe rzeczy, a jak na dodatek sponiewieram się przy tym, spędzę czas na mymłonie natury oraz pokonam jakieś tam wewnętrzne bariery (pamiętacie, tkwią tylko w naszych głowach) to już jest bosko. No i jeszcze to taplanie w błocie... 

A właśnie, czy ktoś tu coś mówił o bieganiu? A więc wracam! Hopsa! Pasmo biodrowo-piszczelowe wciąż mi ciut doskwiera, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że robi to bardziej jak nie biegam niż jak biegam… Poza tym ćwiczę je, rozciągam, roluję, masuję. I wierzę, że to wreszcie musi pomóc, a kontuzja zniknąć. I zniknie, tako rzecze Bo. I choć formy brak (jak ja kurna ten maraton kiedyś przebiegłam?) to jestem normalnie na takim głodzie biegania, że cieszy każdy kilometr, każda pokonana górka, każdy kolejny trening i rozciąganie po. I chcę więcej. Acz rozsądnie to dozuję, gupia nie jestem, choć kusi. A że plany wiosenne mam ambitne, nie zamierzam teraz wszystkiego spaprać. Już to przerabialiśmy, dziękuję.

Z innych newsów, to nowa instruktorka pływania, której zadaniem było wciągnięcie mnie na wyższy poziom pływackiego wtajemniczenia powiedziała, że ona nie ma tu co robić. Że technikę mam super, nie ma co poprawiać, że teraz tylko trening, trening, trening. Nie do końca wierzę w to bajdurzenie o dobrej technice (zawsze jest przecież co korygować i zawsze może być lepiej!), ale to miłe z jej strony, bardzo miłe. A więc trenuję, trenuję, trenuję. Docelowo chciałabym, jak zdrowie pozwoli, pływać 3-4 km na treningu, ciekawa jestem czy zdołam. Jeszcze jakbym tylko rozszyfrowała niektóre skróty z pływackiego planu treningowego (np. 100 dow / 100 = 50 nn dow / 50 rr dow *5 = 1000 tudzież 5*100RR do Zm/5-ta styl) byłabym w ósmym niebie.

I na koniec przypomnę, kto jeszcze nie zauważył. Trwa Dogrywka Wielkiego Wyścigu dla Bartka! Bartek walczy i obecnie przechodzi codzienne naświetlania w ramach radioterapii, a my nadal pomagamy! Najpierw kupujemy „los wpisowy” (lub dowolną ich ilość) w cenie 19,99 zł za sztukę, potem dołączamy do rywalizacji na Endomondo i nabijamy kilometry. Każde 19,99 km przeliczane jest potem na 1 los, który zwiększa Wasze szanse w losowaniu. Losowaniu trzech damskich kurtek biegowych firmy Newline! Rywalizacja trwa do końca października. Wpłacajcie (na konto Fundacji), do rywalizacji dołączajcie i biegajcie. Bo inaczej...
Bo inaczej - to choinką w twarz! :)

10.10.2013

A patelnia wędruje do...

Biegali mali i duzi. Nad morzem, w górach, w Warszawie, Łodzi, we Wrocławiu i w Koluszkach. Biegały panie i panowie. Szybko i wolno. Długie wybiegania, maratony, interwały oraz przebieżki. W deszczu, we mgle i pod wiatr biegali. Niczym nie powstrzymani, konsekwentnie realizujący swe założenia i ambitne plany, nieustraszeni i walczący. Biegacze. I nabiegali. Łącznie: 17 588 km! I to wszystko dla Bartka. Normalnie fantastyczni są! Z otwartym sercem i wielką duszą do wspierania innych. Dziękuję Wam Biegacze-Pomagacze, dziękuję!

Przypomnę, Wielki Wyścig dla Bartka (WWdB) to spontaniczna akcja charytatywna organizowana wspólnie z Krasusem i Wybieganym, która jest pokłosiem triathlonowego Wielkiego Wyścigu, w którym ścigałam się z Krasusem nad Maltą. W ramach WWdB kupowaliśmy „losy” wpłacając minimum 19,99 zł na konto Fundacji, a potem nabijaliśmy biegiem kilometry rejestrowane w aplikacji Endomondo. Wszystkie zebrane środki przeznaczone były na leczenie Bartka, siostrzeńca Kuby, autora biegowego bloga Formatownia.pl. Ażeby było ciekawiej, do wygrania dla uczestników Wyścigu było kilka niesztampowych nagród.

Dziś, jakby to powiedział Krasus, jest ten dzień, w którym ogłaszamy finał akcji oraz nazwiska, oczywiście że szczęśliwych zwycięzców.

Otóż do rywalizacji "Wielki Wyścig dla Bartka" przyłączyło się 100 osób, z czego połowa wpłaciła pieniądze na konto Fundacji z przeznaczeniem na leczenie dla Bartka Pudliszewskiego. Razem uzbieraliśmy – UWAGA! – 2209,7 zł. Ponad dwa tysie! Dwa tysiące dwieście dziewięć złotych i siedemdziesiąt groszy! Czujecie? Dziękuję, dziękuję, dziękuję!

Wczoraj w obecności dwóch mężów zaufania (Krasus i Wybiegany) oraz jednej żony (Bo) odbyło się uroczyste losowanie nagród zgodnie z liczbą losów, które uczestnicy akcji wykupili oraz wybiegali. Niektórzy mieli jeden los, rekordziści uciułali ich nawet 27! Emocje sięgające zenitu, ekscytacja niczym podczas wyprzedaży w MediaMarkcie, spocone czoło, drżące dłonie i pulsująca żyłka – wszystko to towarzyszyło momentowi, w którym zgodnie z ustalonym planem wciskaliśmy po kolei magiczny guzik „generuj” w serwisie losowe.pl. Rany! Działo się, oj działo.

A oto i - taadaam!- wyniki losowania:
  • Spersonalizowana koszulka Xtri.pl - Gosia Rzymska,
  • Audiobook "Trzy mądre małpy" wraz z autografem Łukasza Grassa - Damian Orzechowski*,
  • Rowerowe SPA - Leszek Deska,
  • Pimpuś (a w zasadzie jego brat bliźniak) - Marian Gawlikowski,
  • Bidon (na makaron i nie tylko) - Joanna Walter,
  • Patelnia (już sama się nie może doczekać nowego właściciela) - Michał Hadam.
*AKTUALIZACJA! Damian, który ma już audiobooka "Trzy mądre małpy" przekazał swą nagrodę do ponownego losowania i ta padła łupem Darka Kociemby. Darek, gratulacje!
Wszystkim uczestnikom Wielkiego Wyścigu bardzo, bardzo dziękuję za zainteresowanie i pomoc ofiarowaną Bartkowi. A zwycięzcom głośno i wyraźnie gratuluję. Gra-tu-lu-ję! Skontaktujcie się teraz proszę z nami w celu ustalenia adresu przesyłek tudzież innych spraw dotyczących przekazania nagród. 

Ale, ale! STOP!

To jeszcze nie koniec! Otóż ogłaszamy Poprawiny Wielkiego Wyścigu dla Bartka lub inaczej DOGRYWKĘ! A dla Biegaczy-Pomagaczy czekają znowu megafajne nagrody. Są to trzy damskie kurtki do biegania firmy Newline model: IMOTION RUFFLE JKT! O takie te kurteczki, tylko że czerwone, ładne nie? Choć damskie, to nie znaczy, że do akcji zapraszamy tylko Panie. Bo znowu wszyscy walczymy w Wyścigu i zbieramy pieniądze dla dzielnego Bartka, co Wy na to?

Zasady? Zasady już znacie. Kupujemy los lub losy w cenie 19.99 zł za sztukę, dołączamy do nowej rywalizacji (TUTAJ!), nabijamy kilometry (gdzie 19,99 km przekłada się na jeden los) i potem liczymy na szczęście w losowaniu i ewentualnie oczekujemy na kuriera z piękną kurteczką. 

Losy kupujemy przelewem:

Fundacja Pomocy Dzieciom z Chorobami Nowotworowymi w Poznaniu
ul. Engestroma 22/6, 60-571 Poznań
numer konta: 72 1240 3220 1111 0000 3528 6598
z dopiskiem: Bartosz Pudliszewski

Podobnie jak w trakcie pierwszego WWdB bardzo prosimy o przesłanie potwierdzenia przelewu mailem na run.bo.blog@gmail.com lub krasus.biecdalej@gmail.com. Oczywiście zapewniamy pełną dyskrecję w kwestii tego, kto ile wpłacił na konto Bartka. Przepraszamy za tę niedogodność, ale mamy nadzieję, że zrozumiecie. Tym razem prosimy również, aby w mailu podać swój nick z Endomondo oraz rozmiar kurtki (S, M, L) o który walczycie. Rywalizacja trwa do końca października, a na potwierdzenie przelewów czekamy do 5 listopada 2013 r.

Razem możemy zdziałać naprawdę wiele! Ba, więcej niż wiele! I chyba jeszcze ciut więcej. 
Dzięki!